Po "Króla w żółci" Roberta W. Chambersa sięgnąłem przede wszystkim zaintrygowany jego legendą. Część opowiadań w zbiorze łączy bowiem motyw tajemniczej sztuki teatralnej, której lektura doprowadza ludzi do obłędu. Zaciekawiła mnie obecność tego wątku w popkulturze – szczególnie w serialu True Detective, którego pierwszy sezon obejrzałem z wypiekami na twarzy (kolejnych już nie, zniechęciły mnie negatywne opinie). Jako miłośnik literatury grozy oczekiwałem lektury niepokojącej, budzącej dyskomfort i pełnej atmosfery zagrożenia, czegoś w duchu Lovecrafta, który zresztą wczesnego Chambersa bardzo sobie cenił. I owszem, choć częściowo właśnie to dostałem, to książka zaskoczyła mnie również na nie do końca pozytywne sposoby.
Trzeba wam bowiem wiedzieć, o czym zresztą wydawca (ArtRage) stara się uczciwie na tylnej okładce nadmienić, “Król w żółci” nie jest zbiorem czystej grozy. Pierwsze opowiadania rzeczywiście oferują to, czego można oczekiwać od tego gatunku: tajemnicę, niepokój i sugestie istnienia sił wymykających się ludzkiemu pojmowaniu. To zdecydowanie najmocniejsza część książki. Szczególnie wyróżnia się pierwszy tekst „Reperacja reputacji” – opowieść osadzona w alternatywnej przyszłości (bo napisana w 1895, a rozgrywająca się w 1920 roku), pełna osobliwych i ekscentrycznych wizji. Czytelnik horroru znajdzie tu wszystko, czego tylko mógłby oczekiwać. Kolejnych kilka historii wypada już odrobinę mniej niepokojąco, choć wciąż ma w sobie jakiś pierwiastek grozy.
Mniej więcej od połowy zbioru jednak ton opowiadań zmienia się wyraźnie. Chambers porzuca grozę na rzecz obyczajowych historii o paryskich artystach i ich miłosnych perypetiach. Dla jednych będzie to boleśnie rozczarowujące, dla innych, być może, interesująca odmiana. Ja jestem gdzieś pomiędzy. Bo choć liczyłem na inny klimat, niektóre z tych tekstów okazały się całkiem udane – zarówno fabularnie, jak i językowo. Część z nich przeczytałem jednak włącznie z obowiązku i już dziś niewiele miałbym o nich do powiedzenia. Warto tu przy okazji podkreślić świetną pracę tłumacza, który wiernie oddał styl Chambersa i uchwycił emocjonalne niuanse opowiadań. Dzięki niemu całość jest bardziej zjadliwa niż mogłaby być w rękach mniej zdolnego tłumacza.
Całościowo oceniam książkę pozytywnie, choć z pewnymi zastrzeżeniami. Jeśli szukasz spójnej opowieści grozy i rozwijania na przestrzeni wszystkich tekstów legendy tytułowej “nawiedzonej” sztuki teatralnej, możesz poczuć niedosyt. Jeśli jednak wystarczą ci dobrze napisane opowiadania o niekiedy skrajnie zróżnicowanym nastroju – od weirdu po staroświecką nowelkę obyczajową – będzie to strzał w dziesiątkę.
Ja sam lektury nie żałuję. “Króla w żółci” w edycji ArtRage (ta z toruńskiego C&T wykastrowana jest z historii pozbawionych grozy) przeczytałem od deski do deski i wreszcie z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że wiem, o co chodzi z tą osławioną, doprowadzającą do obłędu sztuką teatralną. Choć sam autor poświęca jej na kartach swoich tekstów niewiele miejsca, być może właśnie w tych niedopowiedzeniach tkwi jej siła. Czasem mniej naprawdę znaczy więcej.
Komentarze
Prześlij komentarz