Czytając felieton Butchera w lutowym numerze PSX Extreme poczułem się tak, jakby facet wywlekł na światło dzienne moje własne przemyślenia. Bo od wielu miesięcy przeżywam dokładnie to samo. Dla tych, którzy nie wiedzą o czym mowa - a tych jest zapewne sporo - małe streszczenie znajdującego się na ostatniej stronie magazynu tekstu. Naczelny stwierdza w nim, że coś się w nim zmieniło i od pewnego czasu przestał traktować gry w kategorii "tytułów do zaliczenia". Bo nowe, bo na topie, bo każdy o nich mówi, bo wypada znać. Gra tylko w to, na co naprawdę ma ochotę i co sprawia mu satysfakcję. A raczej czystą jej esencję. Znam to doskonale z autopsji.
Wszyscy moi znajomi dziwią się, że z wydanych w zeszłym roku produkcji nie łyknąłem właściwie niczego znaczącego, a tylko o nich czytam i się ślinie. Tak, czytam, tak czasem się ślinie, ale głównie w kierunku dopracowanej do każdego piksela oprawy graficznej, a do tego wystarczą mi screeny i zapisy rozgrywki, których pełno na YouTube. Popatrzę, powzdycham i... wracam do swoich pupilków - gier, które już kiedyś ukończyłem, a na które mam chrapkę po raz kolejny. Albo tych, które z rozmaitych powodów kiedyś pominąłem. Głównie przygodówek, bo to one znów dostarczają mi w tym okresie czasu najwięcej frajdy. Wystarczy kliknąć w znajdującej się na Stacji zakładkę gry, by na własne oczy zobaczyć, cóż takiego zajmowało mi ostatnio długie godziny. Retro pełną gębą, prawda? Wyjątkiem jest PS3, gdzie za sprawą zacnej (bądź mniej zacnej, co miesiąc to innego formatu atrakcje) oferty PS+ dane jest mi poznać wiele świeżynek. Przynajmniej z mojej perspektywy śweżynek, bo takie Rainbow Moon to przy pierwszej części Monkey Island gra - mogłoby się zdawać - wydana dopiero wczoraj. Pykam więc sobie na blaszaku (i kieszonkach) w te swoje tytuły z Ukończonych Półek, a kupka zamknięta w Nieukończonej Szafce przy biurku i baza Steam rośnie z miesiąca na miesiąc w tempie, na którego wbrew pozorom nie mam wielkiego wpływu. A to pojawi się jakaś wyprzedaż, promocja w Biedronce czy innym supermarkecie, a to wyjątkowo dopasiony bundle etc. A skoro dają za grosze, to wypada wziąć prawda? Co z tego, że najprawdopodobniej w 9 na 10 tytułów nie zagram przez najbliższe dziesięć lat. To już detal. Niech sobie grzeją miejscówkę i uzbroją się w cierpliwość, bo dawny pęd do bycia na czasie w którymś momencie gdzieś mi się ulotnił. A gry bywają jak wino, im starsze tym lepsze ;) Jeśli więc w 2020 roku najdzie mnie przemożna chrapka na drugą i trzecią odsłonę Assassins Creeda, wystarczy że po nie sięgnę. Nigdzie mi nie uciekną. A tymczasem po raz któryś z kolei wracam do serii Atlantis, do Najdłuższej Podróży, do kolejnych odsłon Monkey Island (dwóch wciąż nie znam, wstyd!)... do tego, co naprawdę daje mi kopa potężnej radości. Mówiąc słowami Butchera: starzeje się - albo dojrzewam jako gracz. I też chcę wierzyć, że bliższe prawdy jest to drugie ;)
Piotr Wysocki
No to widzisz - ja mam inny problem :) nie umiem zbyt długo grać w jedną grę bo zbyt szybko mi się nudzi. I już nawet nie chodzi o rewolucję w rozgrywce (chociaż i takich aspektów oczekuje) a o po prostu kolejną odsłonę tasiemca, kolejną nowość. Na przykład wystarczy mi zacząć unity po zaliczonym black flag aby czuć się tak jak Butcher czy ty - usatysfakcjonowany, szczęśliwy. Być może kiedyś "dojrzeję" jako gracz... lub już dojrzałem tyle że na swój sposób?
OdpowiedzUsuńI choć póki co ten post jest wzorowany przemyśleniami Butchera mam nadzieje że kolejne "blogi" będą równie ciekawe i będą skłaniać do poważnych refleksji :))
Też mnie poruszył art Butchera - siecze w to TLoUR multi 12 miesięcy przestać nie może... U mnie problem jest taki, że często mam fazy - ostatnia faza była "no-multi" i trwała od maja do stycznia, gdzie już jarałem się tym, jak to mi fajnie zejdzie "półka wstydu". I nieopatrznie sięgnąłem po prawie niegrane Killzone Shadowfall i ... multi wciągnęło. Teraz... a zresztą, też o tym piszę :) (http://graniaczas.blogspot.com). Nowa faza się rozpoczęła, i półka wstydu pozostanie. Dobrze, że też staram się ignorowaćnadchodzące gry (wiesiek 3 jest tu zagrożeniem ;-))
OdpowiedzUsuńJa to mam swoje stare klasyki, do których bardzo często wracam. Zagram, przejdę odstawiam na rok, dwa i znowu odpalam gdy sobie o nich wspomnę :D
OdpowiedzUsuń