Historia powieści kryminalnej w Polsce Ludowej zdaje się wciągać bardziej niż niejeden kryminał napisany w komunistycznym czterdziestopięcioleciu. Były lata, gdy obowiązywał zakaz publikacji utworów tego gatunku. Były lata, w których jego odrodzenie stanowiło oznakę pozytywnych przemian społeczno-politycznych. Natomiast jego przekształcenie w sztampową powieść milicyjną świadczyło o stagnacji. I chociaż bywały kryminały lepsze i gorsze, zawsze cieszyły się ogromną popularnością wśród szerokich kręgów czytelników. W każdym razie najlepsze – Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego, Jerzego Edigeya czy Joanny Chmielewskiej – nie ustępowały klasycznym pozycjom gatunku.
Trochę tę książkę wymęczyłem, treść za bardzo pachnie pracą naukową i w pewnym momencie byłem już znużony częstymi powtórzeniami tych samych informacji i wyliczankami tytułów i autorów. Ale zakupu i czasu jej poświęconego nie żałuję, bo tak jak przed lekturą o "powieści milicyjnej" nie wiedziałem w zasadzie nic, tak teraz wiem bardzo dużo. I o autorach, piszących często pod mniej lub bardziej wyszukanymi pseudonimami (również takimi o Zachodnim brzmieniu) i o najważniejszych motywach i rozwiązań kryminalnych "nie-zagadek" (są spojlery, dużo spojlerów, ale że to literatura przeważnie pozbawiona fabularnych przewrotek [czyt. od razu wiadomo, kto jest tym złym, stąd też moje określenie "nie-zagadki"] i o dosyć niskich walorach artystycznych, to nie mam tego autorce za złe) czy typach głównych bohaterów i zmianach zachodzących w sposobach konstruowania opowieści na przestrzeni kolejnych dekad PRL-u. Jeśli więc kogoś ten temat ciekawi, można poczytać, nie odradzam.
Komentarze
Prześlij komentarz