Spokojny jesienny poranek w Norrtälje zostaje zakłócony przez niecodzienny widok – na nabrzeżu pojawia się jaskrawożółty kontener niewiadomego pochodzenia. Jego obecność a później i zawartość okażą się mieć wpływ na codzienne życie w miasteczku. Dotychczasowa normalność i ludzka życzliwość ustępują miejsca narastającej agresji i wrogości.
Najobszerniejsza jak dotąd powieść w dorobku Lindqvista ukazała się dość niespodziewanie w polskim przekładzie pod koniec ubiegłego roku nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka. W końcu udało mi się wygospodarować dość czasu, by ją przeczytać i choć ostatecznie uważam, że nie dorównuje znakomitym "Wpuść mnie" czy "Ludzka przystań", to jest to wciąż kawał bardzo dobrej literatury.
Przede wszystkim Lindqvist doskonale odnajduje się w tym, co kilka dekad temu było najmocniejszą stroną Stephena Kinga - w przekonującym kreowaniu realiów małomiasteczkowego życia, w przypadku tej książki szwedzkiego Norrtälje, gdzie śledzimy losy grupki osób, których połączy ze sobą gra w... Pokemon Go. Poza tym Lindqvist, znów jak King (wybaczcie to ciągłe porównywanie), posiada intuicyjną umiejętność odnajdywania grozy w zwyczajnych sytuacjach. Dzięki temu to co nadprzyrodzone szczęśliwie nie gra w tej historii dominującej roli, jest raczej tłem, przyprawą dla opowieści o przyjaźni, różnicach klasowych, marzeniach, dojrzewaniu i zmaganiu z szarą codziennością. Używam słowa "szczęśliwie", bo niemal zawsze gdy Lindqvist próbuje mocniej zaakcentować nadprzyrodzoność i zbudować typowy dla horroru nastrój, wypada mniej przekonująco i odtwórczo (znów przywołam Kinga, choć tym razem w negatywnym kontekście, bo piszącego współcześnie). Najciekawsze fragmenty książki to te, w których możemy obserwować codzienność nieco poharatanych przez życie (z bardzo różnych powodów) młodych jeszcze bohaterów: Johana i Maksa, ich relację z Markiem, chłopakiem, synem uchodźców, któremu w dorosłym życiu się powiodło i wyjechał, a teraz wraca na chwilę na stare śmieci, by kupić rodzicom luksusową willę, oraz Siw i Anny, dwóch kobietach tkwiących w marzeniu, by schudnąć i być ładne.
Lindqvist wykazuje najwyższą formę, gdy pozwala czytelnikowi zanurzyć się w losach swoich postaci i ich pozornie zwyczajnym życiu. A że dorzuca do tego elementy grozy, tym lepiej dla nas, miłośników gatunku.
Te 700 stron przeczytałem z dużym zainteresowaniem i wielokrotnie ściskającym trzewia napięciu. I to chyba najlepsza rekomendacja do sięgnięcia po "Życzliwość" (nie wspominając już o Pokemon Go i ogólnie o grach, które w powieści występują!). A do polskich wydawnictw szczerze się swoim najlepszym uśmiechem i proszę o więcej Lindqvista.
Komentarze
Prześlij komentarz