Maniac Cop (1988) - Recenzja

Maniac Cop, Maniakalny Glina, 1988, reżyser: William Lustig, horror, thriller

Kino klasy B, a mówiąc to, mam na myśli głównie horrory wszelkiej maści, cieszy się wciąż niesłabnącym zainteresowaniem pośród wielu miłośników spędzania czasu przed ekranem telewizora. Sam, co może trochę dziwić, w końcu na tym się wychowałem, po tego typu kino sięgam stosunkowo rzadko. Ostatnimi czasy coś mnie jednak podkusiło, by zaliczyć produkcję, które w erze kaset VHS z rozmaitych powodów ominęły mój magnetowid. Choć wypożyczalnie odwiedzałem często, o wielu tytułach nie miałem nawet pojęcia. Najwyraźniej ów przybytki nie były najlepiej wyposażone ;-) Po kilku dłuższych chwilach szperania w sieci padło w końcu na produkcję o jakże wiele mówiącym tytule - "Maniac Cop", znaną u nas jako "Maniakalny Glina", bądź "Glina Maniak". 

W ramach przystawki mała ciekawostka - jakiś rok temu w sieci pojawił się news o planowanym prequelu filmu. Jestem zdecydowanie na tak, mam nadzieję, że przedsięwzięcie dobrnie do szczęśliwego finału i będzie nam dane obejrzeć jego końcowe efekty na DVD lub - o rany, to byłoby piękne - w kinie. Skupmy się jednak na daniu głównym, na tym, co powstało w 1988 roku. "Maniac Cop" opowiada historię policjanta, który po burzliwym życiu oraz równie burzliwej śmierci powraca, by mścić się na Bogu winnych (acz zazwyczaj niekoniecznie) ludziach. Brzmi niespecjalnie oryginalnie? Bo i takie jest. Ani przez moment dzieło Williama Lustiga (reżyser) nie wychodzi poza ramy schematów i rozwój wydarzeń nie ma szans nikogo zaskoczyć. Jeśli już przy wydarzeniach jesteśmy, warto chyba wspomnieć o tym, że film w sumie ciężko jednoznacznie sklasyfikować. Nie jest to czystej rasy horror, a bardziej połączenie dreszczowca z tymże, przy czym żaden z gatunków nie wybija się na pierwszy plan. Daje to całkiem przyzwoite rezultaty, aczkolwiek, zwłaszcza na początku projekcji, odczuwać można lekkie znużenie. Sam wstęp, czołówka, zbyt pozytywnie na dalszy ciąg nie nastawiał. Trwa zbyt długo. Oglądanie wskakującego w ciuchy i standardowe wyposażenie gliny antybohatera ciągnie się i ciągnie jak flaki z olejem, a oczy, zwłaszcza jeśli mamy za sobą dość męczący dzień, same się zamykają. Później jednak akcja nabiera jako takiego tempa i te kilkadziesiąt minut upływa szybko, wręcz zaskakująco bezboleśnie. Lekkim rozczarowaniem okazuje się finał. Efektowny, ale tak ograny, że zęby bolą, a w dodatku nieco zbyt pospieszny. 

To w końcu doświadczony glina, musi
umieć korzystać z broni. Prawda? ;-)
Gra aktorska szału nie robi. Ot, standardy z tamtych lat - przeciętnie napisane dialogi nie pozwalają na nic więcej ponad to, co widzimy i słyszymy na ekranie. Efektów specjalnych zbyt wielu nie uświadczymy. Dopiero pod koniec, w decydujących scenach, nasze oczy uraczone zostają kilkoma ciekawymi scenami. Trochę gorzej wypada charakteryzacja głównego złego, który wygląda jak, nie przymierzając, kretyn z upaćkaną czymś twarzą. Dobrze, że dopiero w finale zostaje nam pokazane jest oblicze - przez resztę seansu podziwiamy głównie jego plecy, a nawet jeśli coś więcej, to zawsze podczas skrywającej wszelkie detale nocy.

Przeczytałem gdzieś, że "Maniac Cop" to tytuł kultowy. Trudno mi się do tego stwierdzenia jakoś odnieść, do filmu podchodziłem przecież na świeżo, bez żadnych wspomnień z nim związanych. Całość oceniam jednak pozytywnie - porządne kino klasy B, z którym, o ile oczywiście gustujecie w horrorach, śmiało można się zapoznać. Na mnie czekają jeszcze dwie pozostałe części i coś czuje, że będą znacznie gorsze. Czas pokaże. Bo i owszem, mam zamiar obejrzeć i je - czemu by nie. Jeśli powiedziało się A, trzeba powiedzieć B. I C :-)

Ocena: 6/10

Maniakalny Filmowiec (PW)

Komentarze

  1. Woohoo, wygląda zacnie! Obejrzę sobie przy nadarzającej się okazji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Druga część podobała mi się bardziej od jedynki. MANIAC COP 3 jest już zdecydowanie słabszy od swoich poprzedników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie obejrzałem dwójkę - rzeczywiście jest lepsza, bardzo pozytywna niespodzianka, aczkolwiek horroru zdaje się być jeszcze mniej... :)

      Usuń

Prześlij komentarz