Super Adventure Island - Recenzja [SNES]

Super Adventure Island, producent: Produce/Hudson Soft , SNES

Znana każdemu posiadaczowi NES-a (Pegasusa, mówiąc bardziej swojskim językiem) seria Adventure Island zagościła również na nowszej generacji - Super Nintendo. Jakiś czas temu miałem okazję sprawdzić pierwszą SNES-ową odsłonę gry na własnym egzemplarzu konsoli. Jeśli jesteście ciekawi relacji wrażeń z zabawy, zapraszam do lektury dalszej części tego krótkiego (tym razem naprawdę!) tekstu. 

Fabuła przedstawia się bardzo prosto. Pewien zepsuty do szpiku kości czarownik pojawia się ni stąd ni zowąd tuż przed naszym bohaterem i zamienia jego dziewczynę w kamień, po czym ucieka gdzie pieprz rośnie. Dzielny jaskiniowiec bez chwili wahania wyrusza za nim w pogoń. Zrobi wszystko, by uratować ukochaną.

Gra podzielona jest na pięć krótkich światów, w których na końcu każdego czeka szef. Tego należy oczywiście unieszkodliwić. Zanim to jednak zrobimy, należy do nich dotrzeć. Jak, wie chyba każdy - pędząc przed siebie, omijając pułapki oraz wrogów. Platformówkowe standardy. Poszczególne światy utrzymane są w rozmaitych, dość standardowych dla tego typu gier, klimatach - jedna kraina pokryta śniegiem i lodem, w innej zaś biegamy po rozgrzanej słońcem wysepce. Nie zabraknie też etapów pod wodą, w kopalni i reszty schematycznych miejscówek. Schematycznych, ale wcale nie twierdzę, że to zarzut, gdyż strona wizualna zrealizowana jest na bardzo przyzwoitym poziomie. Nie są to może najwyższe szczyty sprzętowych możliwości Super Nintendo, ostatecznie jednak wrażenia są pozytywne. Ładnie wykonane i często zmieniające się tła, duża, nieźle animowana postać bohatera oraz wrogich istot - nie sposób do czegokolwiek się przyczepić. 

I tym razem zbieramy owoce.
Jest nawet słynna deskorolka!
Na osobny akapit zasługuje oprawa dźwiękowa. Sample, co prawda, brzmią raczej przeciętnie, klasycznie, rzekłbym, jednak muzyka... tu jest już znacznie lepiej. Utwory brzmią naprawdę świetne i idealnie wpasowują się w klimat rozgrywki. Utrzymane  w stylu dance, pop czy nawet hip hopowym! Każdy jeden ma swój urok i do gry wracam chętnie tylko po to, by posłuchać sobie muzyczki - serio :-)

A do Super Adventure Wracam często. Gra starcza bowiem dosłownie na kilkadziesiąt minut, i to za pierwszym podejściem, gdyż przy kolejnych da się już zejść do czasu poniżej trzydziestu (sic!) minut. To największa wada tej produkcji. Ja wiem, platformówki na SNES-ie nigdy nie grzeszyły długością, w tym przypadku osiąga to jednak zupełnie nowy wymiar. Mimo wszystko, warto rzucić okiem. Przyjemność płynąca z zabawy wynagradza niedostatki i trudno mi gry nie polecić. 

Ocena: 7/10

Piotr Wysocki

Komentarze