Dracula 4: The Shadow of the Dragon [PC] [Recenzja]

Dracula 4: The Shadow of the Dragon, Koalabs Studio, PC, iOS, Android, najniższa obecnie cena (PC): 15,98 zł

Czwarta odsłona ciągnącej się już kilkanaście lat serii podejmującej nośną tematykę wampirów. Choć na pierwszy rzut oka całość sprawia nie do końca przyjemne wrażenie produkcji przeznaczonej głównie dla niedzielnych graczy, to te kilka godzin z nią spędzonych można ostatecznie uznać za całkiem udane. Nawet mając na uwadze fakt, że w konfrontacji ze świetną "trójką", The Shadow of the Dragon przegrywa na każdej liczącej się płaszczyźnie. 

Na początek, ratując czytelników przed niechybnym zawodem, wypada mi lojalnie ostrzec, że The Shadow of the Dragon jest krótki. Może nie absurdalnie krótki, ale napisy końcowe pojawiają się zaskakująco szybko i w sumie niespodziewanie. Na tyle, by całość sprawiała wrażenie pierwszego odcinka dłuższej opowieści, co nie jest zresztą takie dalekie od prawdy, gdyż dosłownie pięć miesięcy po premierze czwartej części Drakuli na światło dzienne wypełzła bezpośrednia kontynuacja oznaczona cyferką pięć. Oba tytuły można dziś dostać w pakiecie (chociażby na GOG i Steamie), oba doczekały się też nieoficjalnych łatek polonizujących. Miło. Skupmy się jednak wyłącznie na znajdującym się w tytule tej recenzji produkcji.

Zagadki nie odznaczają się może skrajnie wysokim  stopniem
trudności, ale ich rozwiązanie przynosi  sporo satysfakcji
Fabularnie rzecz przedstawia się średnio zajmująco, ale swoje momenty ma. Wcielamy się w młodą (czyt. wciąż przed trzydziestką ;) konserwatorkę dzieł sztuki Ellen Cross. Kobieta wyrusza do Budapesztu z misją odszukania pewnego obrazu, co w rezultacie kończy się szeregiem niespodziewanych zdarzeń i - być może - zetknięciem z samymi krwiopijcami. Do czynienia mamy tu z pierwszoosobową przygodówką point&click. Poruszamy się niczym w serii Myst bądź Atlantis, skacząc z jednej wyrenderowanej pocztówki do drugiej, co może i jest już diablo archaiczne, ale po dziś dzień swój urok ma i żaden miłośnik gatunku nie powinien kręcić nosem. Zwłaszcza że odwiedzane przez bohaterkę lokacje wykonane są w sposób miły dla oka. Brakuje im tylko większej ilości życia, jakichś animowanych elementów. Jeszcze zupełnie nieruchome chmury na niebie jestem w stanie przełknąć, ale zastygły w stopklatce obłok dymu unoszący się z kadzidełka w jednym z pomieszczeń wywołuje jedynie niesmak. Jeśli chodzi o interfejs, przedstawia się on niemal bliźniaczo podobnie do tego, co znamy z gier od studia Kheops. Ba, jestem przekonany, że Dracula 4 hula na tym samym silniku, bo nikt nie postarał się nawet o podmianę efektu dźwiękowego, który towarzyszy zbieraniu przedmiotów do ekwipunku, czy nawet wyglądu kursora. Jakby nie było, zbieramy rozmaite przedmioty, używamy je w przeznaczonych do tego miejscach, czasem coś ze sobą łączymy, prowadzimy rozmowy z napotkanymi postaciami, a przede wszystkim głowimy się nad pojawiającymi się co kilka kroków zagadkami logicznymi. To właśnie one stanowią główne i najsmaczniejsze danie w menu tego tytułu. Problemy, jakie twórcy rzucają nam pod nos są całkiem zmyślne, zróżnicowane i nie tak proste, jak mogłoby się z początku wydawać. Owszem, każdy kto zjadł zęby na tym gatunku przejdzie wszystko bez większego problemu, ale mniej doświadczonego miłośnika korzystania z szarych komórek czeka cała masa dobrej i sycącej umysł zabawy. Wciąż zaledwie na kilka godzin, ale jednak. Osobiście problem miałem tylko w jednym przypadku (malowanie ręki lalki), kiedy to program ewidentnie wprowadza gracza w błąd, jednak metodą prób i błędów można ten fragment w miarę szybko zaliczyć.
Dobrze wyposażona kuchnia to podstawa
Autorzy wykorzystali ponadto patent z Return to Mysterious Island, gdzie musieliśmy dbać o to, by bohaterka nie zginęła z głodu. Ellen należy z kolei co jakiś czas faszerować lekami i owocami, gdyż kobieta cierpi na rzadką i nieuleczalną chorobę krwi, co w przypadku dłuższego braku zażywania medykamentów, chrupania jabłek oraz zajadania się bananami kończy się jej zgonem. Rzecz właściwie zbędna, bo "nabijaczy" paska zdrowia jest w bród, ale przez te trzy czy cztery godziny rozgrywki zabawa w lekarza nie zdąży nawet zmęczyć i ostatecznie można ją uwzględnić jako plus. 

Ellen sprawdzi się między innymi jako malarka
O grafice co nieco już wspomniałem. Jest przyzwoita, zwłaszcza jeśli gracie wyłącznie w przygodówki, bo oceniając ją w kontekście wydanych w tym samym czasie wysokobudżetowych tytułów akcji wypada niestety blado. Mnie w każdym razie wszelkie widoki i pomieszczenia nie odrzucały od monitora, a wręcz przeciwnie, czasem przystanąłem, popatrzyłem i trzasnąłem screenshota - część z nich macie teraz okazje podziwiać. Dźwięki standardowe, nic szczególnie oryginalnego (większość zapewne z banku sampli), a i głosy poszczególnych postaci raczej nie wywołują żadnych pozytywnych emocji. Po części z powodu miernie rozpisanych dialogów. Największą zaletą związaną z warstwą audio jest tu muzyka. Utworów nie jest co prawda zbyt dużo, ale dobrze wpasowują się w aktualne wydarzenia, potrafią podkręcić atmosferę i czasem zwyczajnie wpadają w ucho. 

Czas na podsumowanie. Pierwsze pięć minut z grą budzi pewien niepokój, jednak później jest już tylko lepiej. Czwarta część Drakuli kupiła mnie zwłaszcza zagadkami i niezłą muzyką, co w sumie wystarczyło do tego, bym bawił się nieźle. Krótki czas rozgrywki sprawia, że tytuł ten polecam przede wszystkim podczas promocji i wyprzedaży - sam nabyłem czwórkę i piątkę w pakiecie za około 2 złote (dystrybucja cyfrowa). I w tej cenie jak najbardziej warto, bo osiemdziesięciu złotych (Steam) nawet nie myślcie wykładać.


Piotr Wysocki

Komentarze