Extant, serial, 2014, sci-fi/dramat, wyst. Halle Berry, Goran Visnjic, Pierce Gagnon, ocena na IMDB: 6,9/10, ocena na Filmweb: 6,6/10
Jakiś czas temu obiecałem sobie nie porzucać nowych seriali po obejrzeniu zaledwie jednego odcinka, nawet jeśli te początkowe kilkadziesiąt minut spędzę wiercąc się na kanapie i nieustannie spoglądając na zegarek. I nie, wcale nie oznacza to, że mam masochistyczne zapędy. O tym, ale przede wszystkim o Extant, będzie traktować poniższy tekst.
Pierwsze wrażenie bywa mylne. Wychodząc z tego świadczącego o dojrzałości założenia (czy ja wciąż pisze o sobie?), pewnego dnia postanowiłem dawać szansę trzem epizodom każdemu potencjalnie ciekawemu serialowi na rozwinięcie skrzydeł. Decyzja ta brzmiała rozsądnie, zwłaszcza po kilku sytuacjach, kiedy przeciętnie zapowiadające się premiery z czasem przeistaczały się w solidne, a nawet bardzo dobre produkcje, a ja dowiadywałem się o tym od znajomych czy siostry, która pochłania telewizyjne tasiemce tuzinami. Z przykrością informuje jednak, iż Extant takim brzydkim kaczątkiem nie jest. To twór przeciętny od narodzin po sam finał żywota.
Bohaterka Extant jest Molly Watts, którą poznajmy tuż po powrocie z trwającej trzynaście miesięcy solowej misji na oddalonej od ziemi stacji kosmicznej. Po powrocie okazuje się, że w jakiś tajemniczy sposób kobieta zaszła w ciążę. Co wydarzyło się podczas roku spędzonego w odosobnieniu i jaki wpływ mieli na to kosmici? ;) Dowiecie się, o ile przetrwacie seans trzynastu odcinków. Istotnym elementem fabuły jest tu ponadto humanoidalny robot Ethan, którego Molly wraz z mężem, specjalistą od robotyki, traktują jak syna. I nie dziwota, bo chłopiec (przynajmniej na początku) od człowieka różni się jedynie tym, że pod skórą ma kupę metalu.
To miało prawo się udać. Informacje o Stevenie Spielbergu, który maczał paluchy w projekcie, obsadzenie w roli głównej zdobywczyni Oscara Halle Berry oraz trailery pełne epickiej muzyki, efektów specjalnych i scen sugerujących ciągły przymus seansu na bezdechu podkręcały atmosferę i dawały nadzieję na świetne widowisko. Kubełek zimnej wody wylał się na moją głowę już po nijakim pilocie, wciąż jednak tliła się we mnie iskierka wiary, że wraz z kolejnymi epizodami fabuła się wyklaruje i dostaniemy przynajmniej coś klimatycznego. Nie dostaliśmy. Historia jest głupiutka, naiwna i niepotrzebnie pogmatwana. Przez połowę mającego trzynaście odcinków sezonu jesteśmy pod obstrzałem pytań, na które w ogóle nie otrzymujemy odpowiedzi. Szybko staje się to męczące, co zresztą brutalnie odzwierciedlały lecące na łeb i szyje wyniki oglądalności. Tajemnice są istotnym elementem każdego serialu, ale metoda kija i marchewki nie polega na tym, by tą drugą wystrzelić z armaty i wmówić nam, że podążając przed siebie w końcu do niej dotrzemy. Nie. Należy cały czas trzymać ją tuż przed nosem widza. Scenarzyści Extant najwyraźniej o tym zapomnieli.
Co gorsza, serial powiela grzechy niemal każdego taniego filmu akcji klasy B - im bliżej końca, tym szybsze tempo, więcej spektakularnych scen i nawarstwiania się absurdów. W Extant te ostatnie osiągają w końcu takie natężenie, że człowiek się uodparnia i przestaje na nie zwracać uwagę, co w pewnym stopniu pozwala się zdystansować, a w następstwie przyjmować kolejne wydarzenia bez zgrzytania zębami. W sumie to pozytyw, bo w przeciwnym razie raczej nie zdołałbym dobrnąć do finału. A co z grą aktorską? Wspominam o niej dopiero teraz, bo i w tym aspekcie serial nie ma nic wielkiego do zaoferowania. Sceny i dialogi rozpisane są schematycznie, przez co niemal każdy klepie swoje kwestie bez większego przekonania, a wszelkie pojedyncze przypadki dobrze zagranych postaci drugoplanowych tylko dobitniej pokazują, jak przeciętnie produkcja wypada od tej strony.
Dlaczego zatem po trzech odcinkach nie porzuciłem Extant na dobre? Trudno jednoznacznie sprecyzować. Kilka wątków zdołało zbudzić we mnie iskierkę zaciekawienia, klimaty sci-fi mają w sobie coś fascynującego, a całość idealnie nadaje się do seansu podczas sprzątania pokoju czy pałaszowania obiadu. Taki bezpłciowy średniak dla zabicia czterdziestu minut. Najwyraźniej to wystarczyło, choć nie ukrywam, że kończąc finałowy epizod odetchnąłem z ulgą. W końcu mogę zabrać się za naprawdę dobre tytuły. A przynajmniej taką mam nadzieje. Trzy odcinki zadecydują.
Piotr Wysocki
Dotrwałeś do końca? Na prawdę podziwiam. Ja spasowałam chyba przy 8 odcinku i stwierdziłam, że szkoda czasu. Absurdalny serial ;)
OdpowiedzUsuńJakoś dotrwałem, choć ostatnie trzy epizody oglądałem już jednym okiem ;)
Usuńten brak odpowiedzi także mnie drażni. Ja ogląda w serialach na nc+ i jestem na 7-mym, ale nie wciąga tak jak powinien, chociaż nadal lubię HB;) Teraz rozpoczęłam przygodę z serialem Forever i rozpoczyna się naprawdę ciekawie.
OdpowiedzUsuńForever, forever... nie kojarze. Sprawdzę :)
Usuń