Wyliczanka - John Verdon [Recenzja]

Wyliczanka, John Verdon, wydawnictwo Otwarte, 504 strony, najniższa obecnie cena: 19,90 zł

Dobry pomysł oraz jego odpowiednia promocja stanowią często ten jeden właściwy klucz do komercyjnego sukcesu, nawet jeśli pod apetyczną otoczką kryje się zupełnie niestrawna zawartość. Takim jajkiem bez satysfakcjonującej niespodzianki okazała się dla mnie debiutancka powieść Johna Verdona pod tytułem Wyliczanka. Fakt, że jest to bestseller wydany w 24 krajach przypisuje wyłącznie ciekawemu streszczeniu fabuły, gdyż ja sam dałem się złapać w mordercze sidła okładkowego opisu. A że nie lubię wyrzucać kilkudziesięciu złotych w błoto, to przygotujcie się na solidną porcje zrzędzenia.
 
Wypada mi jednak przyznać, że sam jestem sobie winien, bo już pierwsze strony jasno wskazują na to, z czym będziemy mieć do czynienia. To pod każdym względem schematyczne czytadło, które nawet nie próbuje udawać, że aspiruje do czegoś większego kalibru. Głównym bohaterem książki Verdona jest, cóż za niespodzianka, emerytowany detektyw Dave Gurney, u którego to zjawia się nagle z prośbą o pomoc dawno niewidziany przyjaciel. Sprawa wygląda następująco: Mark Mellery, gdyż tak zwie się ów wizytujący jegomość, otrzymuje od pewnego czasu mocno niepokojące listy. W jednym z nich autor prosi odbiorcę, by pomyślał o dowolnej liczbie z przedziału 1-1000, a następnie otworzył drugą kopertę. Mark podporządkowuje się poleceniu, by następnie, ku własnemu przerażeniu, przekonać się, że w środku znajduje się kartka z właściwą liczbą. Zaintrygowany Gurney postanawia zaangażować się w śledztwo, które szybko przeistacza się w pojedynek o życie wielu ludzi. W tym jego własne.

Podejrzewam, że jeszcze dziesięć lat temu przedzierałbym się przez kolejne strony Wyliczanki z zapartym tchem. Znaleźć można w niej bowiem wszystko to, co niezaprawieni w bojach miłośnicy sensacji kochają - krótkie rozdziały, nieustanne zwroty akcji i brak psychologiczno-obyczajowych wstawek. Dla mnie to jednak trochę za mało, zwłaszcza że to, co jest na tych pięciuset stronach zawarte, również nie stoi na satysfakcjonującym poziome. Jak na dłoni widać, że Verdon to debiutant - schematycznie zbudowani bohaterowie, tuziny wytartych narracyjnych klisz, pozbawione ikry dialogi, kiepskie opisy... właściwie nic nie wybija się w tej powieści poza najniższe tereny średniej literackiej półki. Nawet Gurney nie wzbudził mojej sympatii. Z wyświechtanymi dla bohaterów tego typu książek czy filmów problemami (zmarły tragicznie syn, nieumiejętność porozumienia się z żoną) i nieciekawą osobowością, od początku do końca stanowił dla mnie skrajnie obojętną postać. Mało tu też prawdziwych emocji, czegoś każącego wciąż i wciąż przerzucać strony. Zaledwie przy kilku scenach czułem coś, co można by od biedy nazwać zalążkiem budzącego się napięcia, w rezultacie czego tych kilku godzin spędzonych z książka ciężko nie nazwać mi zwyczajnie straconymi. Wynudziłem się jak mops, i to stwierdzenie powinno stanowić podsumowanie całej recenzji.

Co ciekawe, Wyliczanka zebrała w internecie całkiem pozytywne noty. Wynika z tego, że powieść trafia do odpowiedniej grupy czytelników, a mnie zwyczajnie zawiódł (działający jak dotąd bez zarzutu) instynkt konsumenta. Miłośnicy lekkich, pulpowych kryminałów będą zapewne zadowoleni, cała reszta bez mrugnięcia okiem może sobie z kolei zakup tej lektury odpuścić. Lepiej sięgnijcie po Mankella,  Indridasona czy Nesbo.


Piotr Wysocki

Komentarze

  1. Trochę mnie zasmuciła Twoje opinia, bo od jakiegoś czasu mam tę książkę i szczerze mówiąc, po wielu pochwalnych recenzjach, liczyłam na wielkie emocje i niesłychane odkrycia. Cóż, połknę jako czytadło :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, o książce do tej pory nie słyszałam. Pewnie też złapałabym się na opis z tyłu, fabuła wydaje się dość ciekawa, ale mam wrażenie, że książka jest napisana tak na 'odpierdziel', jak to się u mnie mówi ;) nie będę jej szukać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam na nią sporą ochotę, nastawiałam się na coś świetnego, a rzeczywiście to taki przeciętniak

    OdpowiedzUsuń
  4. Ocena nie zachęca, a schematy ostatnio mnie już przerażają. Odpuszczę sobie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda... Schematy i papierowi bohaterowie drażnią mnie w tego typu książkach najbardziej, a brak pogłębionych portretów psychologicznych to też poważny problem. Ciągłe zwroty akcji to w końcu nie wszystko.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz