Od czasu do czasu trafiam w różnych miejscach Internetu na listy najlepszych gier danego rodzaju. Rzecz to niezwykle przydatna podczas wyszukiwania ukrytych pośród przeciętniaków i słabizn perełek, o czym zapewne niejeden z Was się już kiedyś przekonał. Zestawienia te można podzielić - w wielkim uproszczeniu - na dwie kategorie. Pierwsza z nich to tytuły wybrane na podstawie popularności, ilości sprzedanych egzemplarzy, wpływu na rozwój gatunku etc. W drugiej zaś mamy do czynienia z subiektywną listą osoby piszącej, gdzie emocje, nostalgia i osobiste preferencje biorą czasem górę nad rzeczywistą niesamowitą jakością wybranych produkcji. A że Stacja Sto Słów to moje małe prywatne miejsce do dzielenia się z Wami przemyśleniami na tematy wszelakie, poniższy tekst zawierać będzie gry, które w jakimś stopniu zapisały się właśnie w mojej pamięci i które darzę szczególnym sentymentem - czasem być może na przekór opinii krytyków i samych graczy. Dość jednak paplania - do dzieła.
Syberia 1, 2 / producent: Microids
Skąpana w ukochanych przeze mnie mroźnych klimatach Syberia, autorstwa belgijskiego rysownika Benoîta Sokala, to tytuł, który na stałe zapisał się w pamięci graczy i powoli nabiera statusu kultowego (ba, dla wielu już teraz jest kultowy). Dla części odbiorców Syberia stanowiła wręcz początek trwającego po dziś dzień romansu z gatunkiem. Pomimo drobnych niedoskonałości ta dwuczęściowa gra powinna być wzorem dla innych twórców. Zawiera w sobie właściwie wszystko to, za co kochamy point&clicki - wciągającą i przejmującą historię, wyrazistych bohaterów, dobrze przemyślane łamigłówki, ale i urokliwą oprawę dźwiękową oraz graficzna. Ta ostatnia - co w przypadku dwuwymiarowych gier nie jest znów tak rzadkim zjawiskiem - do dziś może się podobać, zaskakując przywiązaniem do detali i oryginalnymi lokacjami. Każdą z dwóch odsłon Syberii ukończyłem dwukrotnie, za każdym razem bawiąc się równie dobrze. To jedna z tych gier, przez które z premedytacją przechodzi się spacerkiem, chłonąc niesamowity nastrój i poznając kolejne losy głównej bohaterki oraz napotkanych przez nią postaci. Rewelacja. Nic dodać, nic ująć. Z niepokojem wypatruje premiery trzeciej odsłony Syberii - przed Sokalem wyjątkowo trudne zadanie. Nie wiem, czy na jego miejscu bym się go podjął.
Atlantis / producent: Cryo
Pierwszy Atlantis to jednocześnie najlepsza odsłona całej serii, która od trójki zaczęła wyraźnie obniżać loty. Największa zaleta tej leciwej, na wielu płaszczyznach mocno nadgryzionej zębem czasu przygodówki? Fabuła, bez dwóch zdań. Spójna, pełna atrakcji, twistów i ciekawie zarysowanych postaci historia wciąga momentalnie i aż do finału nie gubi tempa oraz wysokiej jakości. Aby ją w pełni docenić, trzeba mieć jednak więcej niż naście lat. Moje pierwsze podejście zaliczyłem jako gimnazjalista, siedząc przed monitorem z solucją na kolanach, przez co Atlantis wydał mi się co najwyżej niezły. Jakież było więc moje zdziwienie, kiedy kilka lat temu odpalając tytuł Cryo raz jeszcze, dostałem emocjonalnym obuchem po głowie. Niedzisiejsza grafika nie stoi na przeszkodzie przy zestawieniu jej z fabułą i znakomitą ścieżką dźwiękową oraz równie znakomitym polskim dubbingiem z Jarosławem Boberkiem na czele. Zagadki są wymagające, często trafiamy na sytuację, w których można zginąć, ale wszystko to wyłącznie wzmaga poziom zaangażowania i satysfakcji z postępów. Koniecznie.
Atlantis 2 / producent: Cryo
Poszatkowana, chwilami nieco przynudzająca fabuła kontynuacji pierwszego Atlantisa to w zasadzie jedyny zarzut, który można w kierunku gry wystosować. Cała reszta, w szczególności jeszcze lepsza niż ostatnio muzyka (soundtrack jest wybitny i kropka, nie kłócić się!) oraz poprawiona grafika, a także poziom skomplikowania zagadek i długość przygody to klasa wyższa. Kilka różniących się diametralnie od siebie lokalizacji zmagań i niezła polska lokalizacja dopełniają obrazu bardzo dobrej pierwszoosobowej przygodówki. Grzechem jest jej nie znać, choć za sprawą gorszego scenariusza drugi Atlantis musi ustąpić miejsca swojemu starszemu bratu na tej liście.
Lost Eden / producent: Cryo
I jeszcze jedno z najlepszych dokonań francuzów z Cryo. Lost Eden ukazał się na początku 1995 roku, oszałamiając nabywców rewelacyjną oprawą wizualną z pre-renderowanymi lokacjami i całą masą animacji. To było multimedialne cudo, ale przy tym posiadające gameplay. nie ograniczając siedzącego przed monitorem gracza wyłącznie do oglądania filmików. Poza typową przygodówką dostawaliśmy również coś na kształt elementów strategicznych, choć niech Was to nie przerazi - Lost Eden to point&click, tyle że z drobnym twistem w rozgrywce. Fabuła przenosi nas daleko w przeszłość, do czasów, kiedy na planecie wraz z ludźmi żyją dinozaury. Jako książę Adam z Mo musimy obalić złego Moorkusa Rexa, który zagraża zgodzie i egzystencji obu ludów. W tej grze wszystko jest godne pochwał, ale na szczególną uwagę zasługuje znakomity soundtrack autorstwa Stéphane Picq, dla którego byłbym w stanie przechodzić Lost Eden raz za razem bez poczucia znudzenia. Prawdziwa perełka.
The Longest Journey (Najdłuższa Podróż) / producent: FunCom'
O April Ryan i jej zmaganiach w dwóch równolegle istniejących światach słyszał chyba każdy, niezależnie od gatunkowych preferencji. Do sukcesu gry, pomijając już jej wysoką jakość, przyczynił się znacznie polski dystrybutor, firma CD Projekt, przygotowując rewelacyjną i odważną (wulgaryzmy) na tamte czasy polonizację z Edytą Olszówką i niezmordowanym Jarosławem Boberkiem na czele. Dość powiedzieć, że polski dubbing jest lepszy od oryginalnego! Najdłuższa Podróż to poza tym świetna, łącząca w sobie sci-fi i fantasy fabuła z dziesiątkami pełnokrwistych bohaterów, klimat godny najlepszych filmów czy książek z tych gatunków, szczypta niewymuszonego humoru i bardzo dobra muzyka oraz grafika, choć trzeba przyznać, że ta ostatnia prezentuje się dziś już nieco topornie. Jako nastolatek zakochałem się w tej grze, a każde kolejne podejście (w sumie cztery - mój rekord) tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, iż mam do czynienia z jedną najlepszych przygodówek ever. Kto nie zna, powinien się wstydzić. Serio.
Jack Orlando / producent: TopWare
Pierwszy i nie ostatni w tym zestawieniu akcent z naszego podwórka. TopWare zrealizowało klasyczną w każdym calu kryminalną przygodę - począwszy od sposobu rozgrywki, aż po fabułę, w której przenosimy się do Ameryki lat trzydziestych ubiegłego wieku, by jako zapijaczony detektyw, tytułowy Jack Orlando, rozwiązać jeszcze jedną sprawę i przede wszystkim oczyścić się z zarzutów morderstwa dokonanego na wysokiej rangi oficerze. Całkiem sprawnie opowiedziana historia, której powagę rozładowuje podejście Jacka do życia i otaczających go osób. Dialogi doprawione są humorem i balansującą na granicy chamstwa uszczypliwością głównego bohatera w stosunku do nieszczęśników, którzy mają pecha na niego trafić ;) Naprawdę warto sprawdzać wszystkie możliwe warianty każdej pogawędki. Spory zgrzyt stanowią zagadki. Jack zbiera wszystko, co tylko zebrać mu nakażemy, przez co pod koniec gry zawartość jego płaszcza przypomina pokaźnej wielkości wysypisko śmieci. Drażnić może ponadto fakt, że w grze da się zaciąć na amen (sic!). Wszystko jednak blednie na tle klimatycznego jazzowego soundtracka, którego z przyjemnością słucha się nawet poza grą. Warto przejść dla samej muzyki.
Woodruff and the Schnibble of Azimuth / producent: Coktel Vision
Znacie serie Gobliiins? Podobała Wam się? Jeśli odpowiedź na oba pytania padła twierdząca, to przygody sympatycznego Woodruffa na sto procent przypadną Wam do gustu. Humor, animacje, a w końcu sposoby rozwiązywania zagadek pozostały tak samo zakręcone i absurdalne jak w rzeczonym cyklu, całość jest jednak konkretniej obudowana fabularnie, dzięki czemu (w mojej skromnej opinii) dużo bardziej grywalna. Szczególnie przypadły mi do gustu liczne, rzecz jasna odpowiednio przefiltrowane przez świat gry, odniesienia do otaczającej nas rzeczywistości. Przy okazji - by w pełni docenić zawarty w Woodruffie humor, trzeba mieć pewne życiowe doświadczenie. Wiem co mówię ;) Wisienką na torcie jest bardziej niż udana polska lokalizacja, sprawiająca że podczas zabawy czujemy się niczym podczas seansu kreskówki. Uwaga na wysoki poziom trudności - łatwo utknąć.
Książę i Tchórz / producent: Metropolis Software
Klasyczna, ręcznie rysowana przygodówka sygnowana nazwiskiem Adriana Chmielarza, który z powodzeniem działa w branży po dziś dzień (w Ethana Cartera jeszcze nie grałem, ale planuje). Dziś przygody księcia Galadora - a właściwie młodzieńca, tytułowego tchórza, którego dusza trafia do ciała ów postaci - trącą już nieco myszką, zwłaszcza od strony technicznej i za sprawą kilku chybionych elementów rozgrywki (wstawki zręcznościowe), ale rozwiązywanie zagadek i poznawanie napisanej przez Jacka Piekarę historii wciąż przynosi kupę frajdy. Na uwagę zasługują też bohaterowie, z lubującym się w piciu piwa Arivaldem na czele, których nie sposób nie polubić. Muzyka to prawdopodobnie utwory zapisane w formacie MIDI, ale przyjemnie wpasowują się w atmosferę stworzonej przez autorów gry krainy. Dobre i polskie. Oraz trudne.
Daemonica / producent: RA Images
Zdziwieni? Ja trochę tak, ale z kilku istotnych powodów Daemonica mocno zapadła mi w pamięć. Przede wszystkim - narracja i fabuła. Dzieło czeskiego RA Images oraz Cinemax niemal na pewno spodoba się wszystkim tym, którzy poza przygodówkami pochłaniają na pęczki książki - kryminały w szczególności. Bo to właśnie taka osadzona w średniowiecznej Anglii kryminalna opowieść z dreszczykiem, Mocno nietypowa, dodajmy, gdyż bohater, detektyw Nicholas Farepoynt, posiada moc komunikowania się ze zmarłymi, co okaże się kluczowe podczas rozwiązywania przyczyny dziwnych zgonów w miasteczku Cavern. Opowieść wciąga i angażuje emocjonalnie, klimat jest gęsty, oprawa dźwiękowa odpowiednio dopracowana (niezła muzyka), a i polski dubbing brzmi bez zarzutu, co w tytule opartym głównie na dialogach odgrywa naprawdę dużą rolę. Nie dla każdego, ale jeśli już trafi, to w samą dziesiątkę.
Still Life / producent: Microids
Kryminały to jeden z moich ulubionych gatunków - książkowych, filmowych, growych - nie mogło zatem na liście zabraknąć wypuszczonego przez Microids Still Life - pełnokrwistej opowieści o mordercy i tropiących go gliniarzy. W tym przypadku wcielamy się w młodą agentkę FBI Victorię McPherson oraz jej,,, dziadka, gdyż sprawa, jak się niebawem okazuje, ma swoje korzenie w nieco dalszej przeszłości. Fabuła i dobrze rozpisani bohaterowie oraz dialogi to najmocniejsze strony tej produkcji. Autorzy nie bali się ciężkiego języka, dzięki czemu policjanci wypowiadają się jak należy, nie szczędząc wulgaryzmów ;) Bardzo dobre są też scenki przerwynikowe - ładnie zrobione i zmontowane tak, że autentycznie podbijają tętno. Mnie kupiła ponadto zimowa atmosfera (akcja głównej części opowieści toczy się w grudniu) i świetny polski dubbing. Zagadki w dużej mierze są stosunkowo łatwe, ale Still Life stanowczo nie przechodzi się samo, co niektórzy starają się zasugerować. Mocna rzecz.
I tym sposobem zamykam swój ranking. Gdyby rozszerzyć listę do dwudziestu tytułów, zapewne dorzuciłbym kilka produkcji należących do tak zwanej żelaznej klasyki (pierwszy Monkey Island, Toonstruck, Broken Sword, Gabriel Knight etc.), ale miała być sentymentalna dycha, jest więc sentymentalna dycha - zwłaszcza że perły sprzed lat poznaje dopiero od niedawna i nie zdążyły jeszcze obrosnąć nostalgicznymi wspomnieniami. A Wy? Jakie jest wasze "wspomnieniowe" przygodowe Top 10? :)
Piotr Wysocki
Syberię kocham. A Książ i Tchórz była chyba pierwszą przygodówką, w jaką grałam. I to od niej zaczęła się moja miłość do tego typu gier ^^
OdpowiedzUsuńMoja w zasadzie też zaczęła się na dobre od Księcia :) To pierwsza gra, jaką odpaliłem na swoim własnym komputerze, bo wcześniej grywałem tylko u siostry w innego rodzaju tytuły ;) A Syberia jest cudowna. Mało która gra była w stanie wycisnąć łzę z moich oczu, a w drugiej części, gdy... a nie, nie będę spojlerował ;)
UsuńZ wymienionej przez Ciebie listy nie grałam tylko w Woodruff and the Schnibble of Azimuth i w Lost Eden, więc nie mam o nich zdania, ale co sie tyczy reszty, to zdecydowanie zacne gry, lista obowiązkowa każdego fana przygodówek. Dla mnie z tych gier, pomijając oczywiście te przeze mnie że tak powiem "niezaliczone", dla mnie na pierwszym miejscu znalazłaby się Najdłuższa Podróż :)
OdpowiedzUsuńA ja nie potrafiłem uszeregować gier z tej listy od najlepszych z najlepszych do najgorszych z najlepszych :P Stąd też zupełnie losowa kolejność :)
UsuńLata temu grałam w Syberię i miło wspominam :) Od kilku dobrych lat w ogóle nie gram w żadne gry, niestety chroniczny brak czasu. Zrobiłam tylko jeden wyjątek - dla Diablo III :)
OdpowiedzUsuńNo wiesz Ty co, w czasie potrzebnym do ukończenia na stówę Diablo III mogłabyś zaliczyć kilkanaście przygodówek :D
UsuńSyberia - nie grałem w całą (tylko 20 minut) ale i tak się zakochałem :')
OdpowiedzUsuńAż tak Cię odstręczają przygodówki? ;) Tylko 20 minut wytrzymałeś? :D
UsuńStill Life jest boski. Co prawda grałam tylko w pierwsza część, jakoś do drugiej mi ciągle nie po drodze, ale po prostu kocham tę grę. W Atlantis grałam, ale niewiele z niej pamiętam niestety :(
OdpowiedzUsuńDruga część Still Life jest znacznie słabsza od pierwszej. Osobiście jej nie polecam, choć kilka momentów ma ;) Atlantis jest świetne - dwie pierwsze odsłony koniecznie trzeba zobaczyć.
UsuńJack Orlando ogrywałem ze dwa razy - chyba właśnie ten soundtrack mnie tak zachwycił. Ale na swoją listę sentymentalną wpisałbym właśnie Broken Sworda :D Przez Syberię nie dałem się rady przedrzeć, ale w sumie jeszcze byłem strasznie młody kiedy grałem w tę grę. A i jeszcze o Runaway bym pewnie pamiętał, bo ten klimat ciężko wyrzucić z pamięci (nawet pomimo tego, że sporą część przechodziłem z solucją w ręku :D)
OdpowiedzUsuńO, Runaway. Fakt, bardzo udana gra. Chyba sobie w tym roku przypomnę pierwszą część, bo grałem w nią dziesięć lat temu.
UsuńJa bym dorzucił jeszcze Machinarium :) Świetna animacja i fajny scenariusz.
OdpowiedzUsuń