Teenagent [PC] [Recenzja]

Teenagent, PC, Amiga, 1995, Metropolis, cena: darmowa
Marek Hopper to agent z przypadku. Dosłownie. W jednej chwili wiedzie żywot przeciętnego nastolatka, włócząc się po ulicy i kopiąc puszkę po piwie, w drugiej stoi przed szefem tajnej organizacji o nazwie RBG, który wyznacza go na agenta mającego wyjaśnić tajemnicę znikających z banków gór pieniędzy. Dlaczego akurat Marek? Bo jego nazwisko wybrała na ślepo z książki telefonicznej zatrudniona przez RGB wróżka. Powód dobry jak każdy inny.

Teenagent to polska przygodówka z zamierzchłych czasów. Aż trudno uwierzyć, że upłynęło już 20 lat od jej premiery i trochę szkoda, że z okazji tej okrągłej rocznicy nie pokuszono się o wydanie odświeżonej wersji gry (kupiłbym!). Za jej stworzenie odpowiada studio Metropolis Software House, założone wraz z Grzegorzem Miechowskim i Andrzejem Michalakiem przez znanego skądinąd Adriana Chmielarza (na pewno wiecie, co to za gość ;). Panowie stworzyli wcześniej średnią, acz zaskakująco dobrze przyjętą Tajemnice Statuetki, by dwa lata później uderzyć z grubej rury wypuszczając na rynek dopracowanego i mocno promowanego (reklamy w prasie, wersja demo na dyskietce dla prenumeratorów magazynu Secret Service) Teenagenta.

Czy ten dywan nie jest przypadkiem ze skóry... krowy?
Gra jest typowym przestawicielem przygodówek point&click, gdzie głównym zadaniem gracza jest zbieranie, łączenie i używanie przedmiotów oraz prowadzenie dialogów z napotkanymi postaciami. Zagadki są ciekawie pomyślane i zazwyczaj dość logiczne, choć znajdzie się kilka problemów wymagających mocno nieszablonowego myślenia lub... używania wszystkiego na wszystkim. Najważniejsze jednak, że ich rozwiązywanie przynosi masę frajdy i nie męczy nawet w przypadku chwilowych stanów zwanych Nie Wiem Co Dalej. Warto zawsze oglądać zebrane przez Marka przedmioty, w ich opisach mogą kryć się drobne podpowiedzi co do ich przeznaczenia, co jest bardzo fajnym rozwiązaniem.

Główną siłą Teenagenta, obok przemyślanej konstrukcji rozgrywki, są jednak całe pokłady humoru, który nawet po 20 latach od premiery gry potrafi zaskakująco często wrzucić uśmiech na nasze lico. Dialogi, komentarze do otoczenia i przedmiotów, wydarzenia - co krok trafiamy na coś zabawnego i nie sposób oprzeć się tej wesołej atmosferze. Sam byłem szczerze zdziwiony, jak niewiele pod tym względem Teenagent się zestarzał. A mając na uwadze wiek tego tytułu, to nawet częste suchary tak mocno nie rażą. Ba, budzą wspomnienia i czasem aż łezka zakręci się w oku. Starość nie radość (kurczę, co ja gadam, mam dopiero 28 lat na karku) ;)

Liczba trunków oszałamia, ale Marek jest za młody, by je
skosztować
Teenagent ukazał się w 1995 roku, nie można więc oczekiwać po nim wyjątkowo urodziwej oprawy graficznej. Ta jest jednak na tyle dobra, by nie odrzucać od monitora nawet obecnie. Ręcznie rysowane, a po zeskanowaniu wyretuszowane na komputerze tła cieszą oczy całkiem sporą ilością detali oraz pojawiającymi się animowanymi elementami. A to poruszają się wskazówki zegara, błyska neon, gdzie indziej kręci się wiatrak, a po pajęczynie pomyka pająk. Nie sposób się przyczepić. Na uwagę zwraca poza tym główny bohater, którego animacja ruchu powstała metodą rotoscopingu. Jako model - nagrany na kamerę i przeniesiony z kasety VHS na ekran komputera - posłużył brat Chmielarza (noszący imię, a jakże, Marek). Efekt końcowy jest naprawdę dobry.

Ta łazienka wiele mówi o guście jej właściciela
Przyjemne wrażenie przynosi również ścieżka dźwiękowa Teenagenta. Owszem, efekty opisujące wykonywanie różnych czynności nie brzmią może szczególnie realistycznie - ba, stanowią wręcz odwrotność tego wyrażenia - ale już muzyka powinna spodobać się każdemu, zwłaszcza jeśli gustuje w Amigowych modułach. Utworów jest sporo, nie zapętlają sie za szybko, a ich wykonanie idealnie wpasowuje się w luźną atmosferę rozgrywki. Narzekać można co prawda na fakt, iż melodie grają nieco za bardzo w tle, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by w menu ustawień dopasować sobie głośność do własnych preferencji. Na koniec najistotniejsze, czyli polski voice-acting, którego doczekała się edycja gry wydana na płycie CD (pod nazwą Nowy Teenagent). Było to wówczas wydarzenie sporej rangi, nigdy dotąd bowiem polska gra nie trafiła na krążek. Na nim, poza speechami, dostaliśmy ponadto lepszej jakości muzykę i kilka bonusów, w tym... rapową piosenkę, której chyba nikt o zdrowych zmysłach nie odsłuchał więcej jak kilka razy ;) Samo udźwiękowienie dialogów wypadło raczej przaśnie, co zresztą niektóre ówczesne czasopisma o grach bezlitośnie autorom wytykali. Moim zdaniem nie do końca fair, gdyż sam fakt możliwości posłuchania bohaterów przemawiających w rodzimym języku zasługiwał przynajmniej na pochwałę. Zwłaszcza że swoich strun głosowych użyczyli redaktorzy kilku branżowych magazynów. Alex, Gulash, Martinez czy Wicik starali się jak mogli, ale nawet jeśli efekt końcowy brzmi cokolwiek sztucznie, to słucha się tego z prawdziwą frajdą i nie wyobrażam sobie zabawy z wyciszonymi dialogami.

Cała przygoda nie należy niestety do bardzo rozbudowanych, przez co zaparty w bojach wyjadacz gatunku ukończy ją w mniej więcej 6 godzin. Niby niedużo, ale w pełni wystarczająco, by posmakować wszystkie jej elementy. 

Teenagent to dziś - obok Księcia i Tchórza oraz kilku innych popularnych tytułów - klasyka polskiej szkoły przygodówek, którą znać po prostu wypada. I bez wymówek, że nie da się dziś dzieła Chmielarza i jego ekipy kupić, bo grę można łatwo i legalnie pobrać zarówno poprzez GOG.com (wersja angielska), jak i CDP.pl (wersja polska). Do czego zachęcam. Jeśli przełkniecie niezbyt urodziwą jak na dzisiejsze standardy oprawę, będziecie się bawić wyśmienicie.

Piotr Wysocki

Komentarze

  1. "Moim zdaniem nie do końca fair, gdyż sam fakt możliwości posłuchania bohaterów przemawiających w rodzimym języku zasługiwał przynajmniej na pochwałę. Zwłaszcza że swoich strun głosowych użyczyli redaktorzy kilku branżowych magazynów. Alex, Gulash, Martinez czy Wicik starali się jak mogli, ale nawet jeśli efekt końcowy brzmi cokolwiek sztucznie, to słucha się tego z prawdziwą frajdą i nie wyobrażam sobie zabawy z wyciszonymi dialogami."

    Dlaczego sam fakt, że w grze można było posłuchać bohaterów wypowiadających kwestie bez jakiejkolwiek intonacji miałby zasługiwać na pochwałę? Z całym szacunkiem, ale trochę zaślepia Cię sentyment. Jestem przekonany, że przy niewielkiej pomocy reżysera dubbingu bądź osoby, która słuchałaby redaktorów i udzielała im wskazówek, można było podłożyć głosy co najmniej kilka razy lepiej. Ja sam byłbym w stanie to zrobić nawet, gdyby obudzono mnie w środku nocy i kazano gadać do mikrofonu bez jakiegokolwiek przygotowania.

    A recenzenci nie są od tego, by stosować taryfę ulgową dla swoich rodaków, bo to od ich rzetelnego potraktowania danej gry zależy, czy niektórzy gracze ją kupią, czy nie. A skoro można żądać zwrotu pieniędzy za towar niezgodny z opisem, to i podobnie mogłoby być z recenzjami w czasopismach - skoro ktoś świadomie pominął pewne fakty, bo mogłyby w jakiś sposób zaszkodzić polskim twórcom, to niech oddaje pieniądze czytelnikowi, który zasugerował się recenzją i grę kupił.

    Jak coś jest dobre, to trzeba to chwalić, a jeśli kiepskie... cóż, trzeba mieć, za przeproszeniem, jaja i potrafić wyrazić swoją opinię, nie zważając na to, że ktoś może poczuć się urażony. Od tego jest recenzent.

    Ja uważam Teenagenta za grę dobrą i bawiłem się przy nim świetnie, ale bez polskich głosów. Gorszego dubbingu nie słyszałem nigdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może przemawia przeze mnie sentyment, naprawdę ciężko mi to określić, bo jakbym mocno się nie starał, to ten polski voice over naprawdę mi się na swój sposób podoba ;) Może dlatego, że to gra z jajem. W przypadku kryminału/thrillera zapewne odczucia byłby nieco inne. Najgorszy dubbing? Słyszałem gorsze :)

      Usuń
    2. A mógłbyś podać przykłady? Jestem ciekaw, jakie mogą być gorsze :P Bardzo słaby był na przykład w Reah, ale tam na szczęście przynajmniej dwie najważniejsze postacie wypowiadały swoje kwestie z poprawną dykcją (mimo że główny bohater też jakoś szczególnie nie błyszczał). Reszta z kolei przeszarżowała, ich głosy brzmiały komicznie i groteskowo, ale przynajmniej słychać było, że starają się akcentować poszczególne słowa bądź sylaby. Nie było nieudolnego czytania z kartki jak w Teenagencie.

      Usuń
    3. Skaut Kwatermaster w wersji CD :P Tyle że tam debiutujący aktorzy mieli jeszcze utrudnione zadanie, bo dialogi napisane były o klasę gorzej niż w Teenagencie.

      "A recenzenci nie są od tego, by stosować taryfę ulgową dla swoich rodaków (...)"

      Owszem, zgadzam się, jednak w tamtych czasach rodzime produkcje niemal z zasady były przez recenzentów opisywane z zastosowaniem ogromnej taryfy ulgowej. Dochodziło przez to czasem do naprawdę absurdalnych sytuacji - w jednym numerze magazynu opisywano dwie przygodówki, polską i zagraniczną, przy czym to ta nasza, choć brzydsza i biedniejsza pod każdym względem, otrzymywała wyższe noty za grafikę i dźwięk ;)

      A ja wciąż nie potrafię postawić się w roli gracza, który po Teenagenta sięga pierwszy raz. Odpalam grę, słucham tych beznamiętnie wypowiadanych kwestii i mam uśmiech od ucha do ucha. To mi po prostu pasuje do klimatu całej historii. Musisz mi to wybaczyć, ale podtrzymuje swoje słowa w recenzji, nawet za cenę utraty reputacji :D

      Usuń
    4. Zapomniałem dodać, że pisząc "moim zdaniem nie do końca fair" w odniesieniu do zjechania polskich głosów przez recenzentów miałem na myśli to, że jakimś dziwnym trafem właśnie przy okazji Teenagenta postanowiono zdjąć różowe okulary. Skąd ten wyjątek? Może z zemsty zazdrosnych redaktorów, którym nie udało się dostać do obsady :P

      Usuń
  2. Anonimowy ninja25 czerwca 2015 19:21

    To jedyna gra, w której musiałem skorzystać z pomocy kolegi. Grałem w parę przygodówek ale ta była pierwsza. Działo się to w czasach mojej młodości. Nie wiedziałem jak się broń wyciąga więc zadzwoniłem do kolegi. On to mi dopiero pokazał jak się w takie gry gra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe ;) W Teenagencie za broń robi co najwyżej butelka sosu chilli ;)

      Usuń
  3. Mi z kolei podobała się bardzo staranna grafika i niezwykle luźne podejście do wszystkiego, łącznie z reakcjami Marka na przeróżne rzeczy i wydarzenia. :D Klasyk!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz