Ostatnio kupione, czyli "Psy" Allana Strattona i "Jestem królem zamku" Susan Hill

Na półkach w pokoju, na przedpokoju, u mamy, siostry i diabli wiedzą gdzie jeszcze (o, już pamiętam, na przykład za łóżkiem (sic!) i w rozmaitych pudłach i pudełkach) cierpliwie czeka na przeczytanie jakieś trzysta albo czterysta (nie każcie mi liczyć, proszę) książek kupowanych to tu, to tam, ale wcale nie przeszkadza mi to w sprowadzaniu do domu kolejnych. Kiedyś na każdą z nich przyjdzie pora, a nawet jeśli nie, to trudno, przynajmniej mam zaciesz podczas nabywania, ha ha ha. W minionym tygodniu wpadły mi w oko i do pokoju dwa nabytki. 

Na swoje usprawiedliwienie mam to, że biedny portfel odchudził się zaledwie o 16 złotych, bo jedna rzecz trafiła się w Carrefourowym koszu z literaturą za 9,99 zł, drugą wyrwałem na Allegro za szóstaka już z kosztami wysyłki - co prawda od momentu zakupu do momentu trafienia książki do skrzynki pocztowej minęło jakieś 10 dni, ale co tam, jam cierpliwy człek, a i tak doskonale wiem, że zanim się za nią wezmę, swoje odleżeć MUSI. 

A więc tak, w Carrefourze trafiłem na thriller (?) "Psy" Allana Strattona. Opis mnie zaciekawił, autora nie znam, a powieść wydało u nas wydawnictwo specjalizujące się w literaturze dla "młodych dorosłych" (young adult), tak więc jest to taki strzał na ślepo. Może będzie ciekawe, może nie będzie, czas pokaże. Internety wypowiadają się w każdym razie o "Psach" całkiem ciepło, a sam Stratton siakieś nagrody zdobył, troszkę powieści naskrobał, więc potwornej wtopy nie oczekuje. 

Na Allegro z kolei skusiłem się na "Jestem królem zamku" Susan Hill, brytyjskiej pisarki, której nazwisko i u nas jest troszkę znane. A przynajmniej ja nie raz i nie dwa cosik o niej słyszałem. Rzecz kupiona z rekomendacji gustopodbnego przyjaciela (dzięki!), mam zatem gwarancję, że będzie co najmniej dobra. No i to pocieszne wydanie sprzed trzydziestu z hakiem laty. Ma swój urok. A nawet nazwisko tłumaczki - Ryszardy Grzybowskiej - jest mi znane z dawniejszych przekładów opowiadań H.P. Lovecrafta. Musiałem. Po prostu musiałem wziąć za te kilka złociszy. Najwyżej odmówię sobie trzech paczek moich ukochanych paluszków i w trymiga wyjdę na czysto ;)

A to i tak nie koniec zakupów. Są kolejne, ale o nich może następnym razem. 


Komentarze