Rzeźnik z Niebuszewa - Jarosław Molenda [RECENZJA]


Wydawnictwo: Replika, 2019

Rzeźnik z Niebuszewa. Seryjny morderca i kanibal czy kozioł ofiarny władz PRL-u? No właśnie, jak to było? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć w wydanym nakładem Repliki reportażu Jarosław Molenda.

To blisko 400 stron, ale duży font i liczne zdjęcia (dokładnie sto) sprawiają, że książkę czyta się bardzo szybko i nawet taki czytelniczy żółwik jak ja rozprawił się z nią w cztery dni. A może i nie to było głównym powodem? Molenda pisze po prostu ciekawie. Nie skupia się wyłącznie na Cyppku i jego domniemanych zbrodniach, ale nakreśla czasy i rzeczywistość, w jakich przyszło mu i innym mieszkańcom Szczecina żyć. Ten kontekst okazuje się niezwykle ważny dla zrozumienia sprawy Rzeźnika z Niebuszewa. Arcyciekawa lektura, choć czuję, że moja wątłej siły psychika ma już dość karmienia jej złem w ludzkiej postaci i na jakiś czas przerzucę się na mniej "siadające" na psychikę tytuły. Znaczy się, nie oparte na faktach, bo horrory tak na mnie nie działają, a wręcz przeciwnie, są fajną odtrutką na to, co na świecie ;) 

Opis wydawcy:

„Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa C., bo mimo że nic złego nie popełnił, został pewnego wieczora po prostu aresztowany”. Tak można by – fragmentem Procesu Franza Kafki – sparafrazować wydarzenia, jakie miały miejsce 11 września 1952 roku w jednej ze szczecińskich kamienic. Wtedy to około 22.30 oczom milicjantów wezwanych przez męża zaginionej Ireny Jarosz ukazał się makabryczny widok – poćwiartowane i bezgłowe zwłoki kobiety w mieszkaniu Józefa Cyppka.
Władza ludowa w obawie przed wybuchem niepokojów sprawę załatwiła szybko, błyskawiczne śledztwo, jeszcze szybszy proces, potem wyrok i egzekucja. Józef Cyppek zabrał swoje tajemnice do grobu. Nie sprawdzono, czy mógł mieć na sumieniu jakieś inne zbrodnie. Z przecieków ze śledztwa narodziła się legenda, według której Cyppek zabił kilkadziesiąt osób, a ludzkie mięso po przemieleniu sprzedawał niemieckim handlarzom na bigos. Odcięte głowy topił w jeziorku Rusałka (przynajmniej tak zrobił z ostatnią ofiarą).
Do dziś nie wiadomo, ile jest prawdy w opowieściach o serii przypisywanych mu zabójstw, ale zastanawia, po co wyciął swojej ofierze wnętrzności? W prośbie o ułaskawienie skierowanej do Bolesława Bieruta twierdził, że zabił jego sąsiad, z którym brał udział w libacji i któremu towarzyszyła kochanka. Milicja Obywatelska nawet ich nie przesłuchała, nie zbadano odcisków palców na narzędziach zbrodni: młotku, nożu i pile. Dlaczego? Oparta na aktach sprawy rekonstrukcja najpotworniejszej zbrodni w powojennej historii Szczecina. W 2020 roku na ekranach kin ma zagościć inspirowany tą historią film Miasto nocą.

Komentarze

Prześlij komentarz