Plants Vs. Zombies - Recenzja Gry [NINTENDO DS]

Plants vs. Zombies, Nintendo DS, PopCap, Premiera: 2011

Posiadanie własnego ogródka to wbrew wszelkim pozorom bardzo przydatna broń na rozmaite zagrożenia. Weźmy chociażby takie zombiaki, które pewnego dnia mogą zacząć dobijać się do drzwi żądni naszego mózgu. Niezbyt przyjemna perspektywa, musicie przyznać. Wyjściem z tej sytuacji, swego rodzaju ubezpieczeniem na życie, może okazać się właśnie ogródek, a dokładniej rośliny, które w nim posadzimy. Przynajmniej według ekipy PopCap, odpowiedzialnej za stworzenie jednej z najoryginalniejszych odmian gry typu Tower Defense jakie moje śliczne oczy miały okazje ujrzeć. Panie i Panowie, przed wami Plants vs. Zombies.

Po sukcesie Plants vs. Zombies na komputerach stacjonarnych kwestią czasu było pojawienie się portów gry na innych urządzeniach. Tego zaszczytu dostąpił chociażby Nintendo DS i nad tą wersja zamierzam się dziś skupić.

Twórcy podeszli do tematu z jajem i cała gra aż kipi od rozmaitych żartów czy nawiązań. Już sam fakt, że przy pomocy roślinek odpieramy ataki pokracznych zombiaków wywołuje szeroki uśmiech na twarzy, a to tylko wierzchołek góry frajdy, która sączy się z niewielkiego kartridża zawierającego ten tytuł :-)
Zasady zabawy są na tyle proste i klarowne, że łapiemy je właściwie w locie. Teatrem działań jest, jak już wspomniałem, ogródek - zarówno przed jak i za domem, a nawet na... dachu. Tak jest, paskudne zombiaki tak łatwo się nie poddają i gdy zawiodą już wszystkie "normalne" sposoby wdarcia się do naszego mieszkania, w akcie desperacji spróbują wejść dachem ;-) Na szczęście dysponujemy wieloma rodzajami roślin, które sadzimy przed wrotami naszej twierdzy. Podstawowym elementem są słoneczniki, które produkują małe słoneczka, a które z kolei stanowią główną walutę podczas wykonywania misji. Sadzimy je na początku każdej z nich, koniecznie tuż przed samym wejściem do domu, gdyż nie dysponują żadnymi możliwościami obronnymi. Następnym krokiem jest wyprodukowanie roślin atakujących. Tych jest od groma, choć nie na początku zabawy - dostęp do kolejnych otrzymujemy wraz z postępami w trybie fabularnym. Rośliny strzelają, zamrażają, wybuchają, zatruwają, kłują... wybór jest naprawdę olbrzymi, właściwie co etap dochodzi jakieś nowe nasiono zagłady.

Zabawa jest intensywna -
łatwo się zatracić ;-)
Równie dużo na swojej drodze napotkamy wrogów. W puli ponad dwudziestu rodzajów zombie znajdziemy takie cudaki jak graczy rugby, skoczków o tyczce, tancerzy, nurków i tak dalej. Każdy z nich dysponuje (niewidocznymi dla nas) parametrami typu siła fizyczna, odporność, szybkość, jak również słabymi punktami, które po odkryciu należy niezwłocznie wykorzystywać. Rozgrywka nie należy do prostych i wymaga skupienia.. Cały czas zmuszeni jesteśmy do uważnego śledzenia akcji toczącej się na ekranie i szybkiego reagowania na zachodzące zmiany. Ponadto, przed rozpoczęciem każdego etapu wybieramy spośród roślin tylko kilka, którymi będziemy podczas jego trwania dysponować, warto więc dokładnie przemyśleć, co będzie na danym poziomie potrzebne, a co zupełnie zbędne. Pomaga tu możliwość podglądu typów zombie, na które trafimy. Poziom trudności jest mimo wszystko o tyle dobrze wyważony, że przy odrobinie zaangażowania można łyknąć całość bez żadnej wtopy. To się ceni.

Sterowanie w optymalny sposób wykorzystuje dotykowy ekran DS-a - jest intuicyjne i, co najważniejsze, daje bardzo dużo frajdy. Strona audiowizualna stoi na całkiem przyzwoitym poziomie. Bez wodotrysków, ale wszystko wydaje się być na swoim miejscu i w żaden sposób nie męczy. Sporo elementów graficznych, często zmieniające się otoczenie, całkiem szybka prędkość działania (choć sporadycznie spowolnienia są), świetna animacja i przyjemna muzyka tworzą udany miks dla oczu i uszu. Na szczególną uwagę zasługuje zwłaszcza piosenka przy creditsach w wykonaniu słonecznika i zombie - znakomite! :-D

Wersja na Nintendo DS ma tę zaletę, że zawiera sporo bonusów niedostępnych na innych urządzeniach. Dziesiątki mini gier, puzzle, ogródek, survival... jest co robić jeszcze przez kilkanaście godzin po ukończeniu głównego "wątku", który, notabene, zajmuje stosunkowo niewiele czasu, jakieś 4-6 godzin. Osobiście spędziłem nad Plants vs. Zombies grubo ponad 15 godzin i wciąż nie mam dosyć.

Czy polecam zakup tej, bądź co bądź, casualówki? Głupie pytanie - oczywiście, że tak. Warto mieć ją w swojej kolekcji, choćby nie wiem jak dużo kosztowała. Ja swojego egzemplarza nie oddam nikomu za żadne skarby świata :-) Jeden z ostatnich rewelacyjnych tytułów na DS-a. Polecam.

Ocena: 9/10

Piotr Wysocki

Komentarze

  1. Ja też kiedyś przepadłam. Wszystko fajnie, piękne - i te różne roślinki, i fajne zombiaki, i fajne przejścia dzien/noc czy dodatkowe utrudnienia (basen). Ale nie przeszłam gry - przepadłam na dachu z tym zombiakiem, co lazł z dzieckiem-zombie na plecach. Próbowałam to przejść wiele razy i nic. Bo jeszcze sam olbrzym z bachorem to ok, ale z tego co pamiętam były jeszcze te zombie-ninja spadające z nieba , no i nie dałam rady.
    Pierwsza recenzja gry tutaj którą przeczytałam. No, jest zombie, jest impreza ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popatrz, a ja w żadnym z poziomów nie miałem aż takich trudności, być może to kwestia zaawansowania - niejedną parę zębów zjadłem na grach :-P

      Usuń
  2. Kiedyś wpadłam jak w studnie grając w tę grę:D Ale już nie mam cierpliwości :P Nie lubię przegrywać :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to taki tytuł, który chyba każdemu się spodoba :-D A przegrywanie po pewnym czasie przestaje tak boleć :-P

      Usuń

Prześlij komentarz