Super Ninja Warrior Extreme - Recenzja Gry [PC]

Super Ninja Warrior Extreme, producent: Ho-Hum Games, zręcznościowa, PC, X360, 

Dzisiejszy wpis będzie wyjątkowo krótki (no, powiedzmy - RePeG), bo i gra, o której chciałbym pomarudzić do wyjątkowo długich nie należy. Ot, indyk na przekąskę, niezależne dzieło nieznanej mi dotąd grupy Ho-Hum Games, które można dostać dosłownie za drobniaki. Sam dostałem grę w jakimś bundlu, a po kilku tygodniach leżakowania postanowiłem spędzić z nią trochę czasu. Słowo trochę okazuje się w tym wypadku kluczowe.

Pod trochę zbyt długim tytułem, brzmiącym Super Ninja Warrior Extreme, kryje się platformówka z gatunku tych, których celem jest jak najbardziej utrudnić nam życie. Rzeź-platformery, jak elegancko je nazywam. Do ukończenia oddano nam około 30 krótkich poziomów. Krótkich pod kątem wielkości, bo czas przejścia każdego z nich zależy wyłącznie od umiejętności manualnych osoby siedzącej przed monitorem. Etapy są bowiem zaprojektowane tak, by gracz jak najczęściej ginął. Jeśli znacie chociażby kultowego Super Meat Boy'a, to wiecie w czym rzecz. Wcielamy się w postać wojownika Ninja, wyglądającego jakby nosił wiklinowy kosz na głowie, który posiada kilka ciekawych umiejętności. Potrafi chodzić (to ci niespodzianka), skakać, odbijać się od ścian i uderzać swym mieczem - niezbyt tego dużo, ale wystarczająco, by nie narzekać. Sterowanie jest proste, łatwe do opanowania, a i silnik, na którym całość hula, niezły, nie powodujący nieprzyjemnych niespodzianek. Na każdej z coraz trudniejszych plansz należy dotrzeć do szefa i pozbawić go życia kilkoma ciachnięciami orężem. Po drodze omijamy dziury, kolce, strzały i całą masę innych przeszkód. Żyć nie ma, więc porażka powoduje jedynie powrót na początek poziomu. Twór Ho-Hu Games nie oferuje niczego świeżego, wszystko to sprawdzone już patenty, które jednak cały czas potrafią dać frajdę. Grywalność nie jest zła, ilość zgonów nie powoduje frustracji. a do finału da się dotrzeć w jakieś 40 minut. Widywałem dłuższe wersje demonstracyjne gier, aż dziwne, że autorzy nie przygotowali większej ilości etapów.

Siek, chlast, nie żyjesz!
Oprawa graficzna utrzymana jest w retro klimatach. Piksele jak dynie, animacje składające się z kilku klatek... kunsztem wykonania nie powala, nawet kiedyś taka oprawa nie wywołałaby opadu szczęki, jednak jak na produkcje niezależną, jest bardzo znośnie. Również muzyka, choć brzmiąca niczym utwory z NES-a, co bardzo lubię, na kolana nie rzuca i wylatuje z pamięci zaraz po zmianie utworu na inny (w sumie chyba 4 albo 5 melodii).

W sumie, przyjemne, lecz zdecydowanie zbyt krótkie spotkanie. Recenzje piszę w kilka dni po ukończeniu SNWE, gdyż jeszcze tydzień i pewnie zupełnie wyleciałaby mi z pamięci. Czy polecam? Jeśli traficie na nią w jakimś zestawie, śmiało spróbujcie. Idealna wprawka do innych, jeszcze trudniejszych rzeź-platformerów.

Ocena: 6/10

Piotr Wysocki


Komentarze