Tracę Ciepło - Łukasz Orbitowski - Recenzja

Tracę Ciepło, Łukasz Orbitowski, wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 492 strony

Na początku tego tekstu muszę coś wyznać. Nie, nie popełniłem żadnego morderstwa, nie handluje marihuaną, jako że zarówno jedno, jak i drugie jest mi obce, ale tym czymś jest fakt, iż nazwisko autora książki było mi obce, gdy kupowałem Tracę Ciepło. Po prostu, zaintrygowała mnie okładka, a po szybkiej lekturze pierwszych stron już wiedziałem - kupuję ją. Dopiero jakiś czas potem, przy pomocy nieocenionych "gugli", prześledziłem życiorys Łukasza Orbitowskiego i okazało się, że recenzowana teraz książka była pierwszą jego "prawdziwą" powieścią. Powieścią przez duże P.

We wcześniejszym okresie czasu Orbitowski popełnił trochę opowiadań, tak więc pisząc Tracę Ciepło poruszał się po nowym gruncie. To już nie mogła być krótka historyjka na kilkadziesiąt stron, a powieść, która oprócz większych gabarytów, powinna przy okazji trzymać się kupy. I tak też jest w rzeczywistości, gdyż mamy tu do czynienia z naprawdę udanym debiutem, nawet pomimo kilku usterek, o których za chwilę napomknę. 

Książka podzielona jest na trzy części. Pierwsza z nich przenosi nas do "Roku Zero". Głównym bohaterem jest nastoletni Kuba i to jego oczami obserwujemy akcję całej powieści. Kuba jest typowym szkolnym popychadłem, ciągle dręczonym przez kolegów. Podtapianie w sedesie, bądź tak zwana "chałwa", są dla niego na porządku dziennym, ot, elementy szarej codzienności. Jednak w przeciwieństwie do oprawców, Kuba jest inteligentny i wrażliwy, a przy okazji posiada jeszcze jedną wyróżniającą go pośród motłochu cechę - widzi duchy. Dowiaduje się o swoim darze niedługo po zagadkowej śmierci woźnego, a jak się później okaże, nie on jeden go posiada. Także jeden z dręczycieli, Konrad, dostrzega owe zjawy. Historia z pozoru banalna, jest bardzo rozbudowana i całkiem głęboka. Narracja poprowadzona jest bardzo dobrze i może odrobinę przywodzić na myśl utwory mojego ulubionego pisarza, Stephena Kinga. 
Tu również mamy znanych z twórczości Króla Grozy świetnie naszkicowanych bohaterów i drobiazgową wręcz dbałość o detale, które powodują, że historia ożywa. Realistycznie w Tracę Ciepło pokazane jest zwłaszcza życie nastolatka i podczas lektury bardzo łatwo jest odnaleźć coś z czasów własnej młodości. Autor wprawnie operuje językiem, bardzo barwnym, nierzadko mięsistym, a kolejne strony przerzucamy niemal machinalnie, pogrążeni w opowieści.

Okładka wznowienia książki -
osobiście bardziej podoba mi
się ta z pierwszego wydania
Drugą część nosi tytuł "Strzępy" i wygląda już nieco inaczej. Przenosimy się parę lat do przodu, skaczemy po różnych mniej lub bardziej istotnych epizodach z życia Kuby, które dopiero pod koniec łączą się w zgrabną całość. Uwagę zwraca zwłaszcza mającą swoje miejsce w fabule, ale troszkę rozwleczona historia hitlerowca Mariusa Johana i Marii Anny Kloserczuk. Jest to ponad czterdzieści stron w zupełnie innej formie, niż pozostała część książki. Użyłem jednak słowa troszkę, gdyż mimo tego, co napisałem, czyta się ten rozdział jednym tchem, chłonąc historie miłości zrodzonej z przypadku oraz jej finału. Pozostałe rozdziały "Strzępów" (jakże trafny tytuł) powodują jednak lekkie zdezorientowanie, a to właśnie z powodu tych przeskoków czasowych. Nie jest to wadą, nie o to chodzi. Trzeba po prostu trochę więcej skupienia, by się nie pogubić.

Ostatnia część nosi nazwę "Wieś, Której Nie Było", która łączy w końcu wszystkie elementy układanki i wyjaśnia to i owo. Mimo wszystko finał nie jest do końca satysfakcjonujący. Nie pozostawia jakiegoś ogromnego niedosytu, ale wydaję się być... mało konkretny. Ktoś inny może być zupełnie odmiennego zdania, tak że akurat ten element pozostawiam czytelnikom do własnej oceny.

Reasumując, Tracę Ciepło to porządny kawał literatury. Grube tomiszcze (prawie 500 stron) przetrawiłem w kilka podejść i nie był to czas stracony. Wręcz przeciwnie - Łukasz Orbitowski jest świetnym opowiadaczem, a te 4 dychy, które zapłaciłem za jego opowieść, były dobrą inwestycją. Polecam książkę każdemu, bez wyjątku. Bo nie wierzę, aby ktoś po skończeniu lektury mógł z ręką na sercu stwierdzić, iż nie jest ona przynajmniej dobra. Rzekłem.

Ocena: 7/10

Piotr Wysocki

Komentarze

  1. "Wieś, Której Nie Było" - ładny tytuł. Te podobieństwa do Kinga jednak mnie odstraszają, nie należę - nie bij! ;) - do fanów pisarza. A okładka wznowienia rzeczywiście ładniejsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wdech, wydech... okej, nie mam za złe, że nie jesteś fanką Kinga :-D

      Usuń
  2. Świetne tytuły części, a sam tytuł powieści bardzo interesujący :D Och, wydaje mi się, że będzie to jedna z najbardziej oczekiwanych przeze mnie książek ;)
    PS Kawał kapitalnej recenzji! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tytuł i okładka przykuwają wzrok. A tytuł ma swoje odzwierciedlenie w jednej ze scen :)

      Usuń
  3. Hm. Inna książka tego autora mnie ciekawi - mianowicie 'Szczęśliwa ziemia' :) (http://wydawnictwosqn.pl/ksiazki/szczesliwa-ziemia/)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też, stąd ta recenzja, Orbitowski mi się przypomniał :)

      Usuń
  4. 500 stron dobrej prozy to coś dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łukasz lubi pisać, większość z jego powieści jest dosyć obszerna :)

      Usuń
  5. oj ja tez nie kojarzyłam autora. :) nie tylko okładka przyciągąca, ale tytuł równiez :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, w sumie własnie te powody zadecydowały o tym, że książkę podniosłem z Empikowej półki i zacząłem czytać. Od razu mnie wciągnęło, kwestia zakupu była już tylko formalnością :)

      Usuń

Prześlij komentarz