W Obronie Syna - William Landay - Recenzja

W obronie syna, William Landay, wydawnictwo: Amber, 464 strony

W lesie w pobliżu szkoły zostaje znalezione ciało zamordowanego czternastolatka. Rozpoczyna się śledztwo, lecz prowadzący je prokurator, Andrew Barber, zostaje nagle odsunięty od śledztwa. Okazuje się, że głównym podejrzanym w sprawie zabójstwa jest jego własny syn. Mężczyzna rozpoczyna bitwę, której celem jest oczyszczenie chłopca ze stawianych mu zarzutów. 

Wydawnictwo Amber jeszcze przed premierą książki mocno promowało napisaną przez Williama Landaya historię i nawet ja dałem się kupić wszystkim krzykliwym sloganom oraz wypuszczanym od czas do czasu materiałom promocyjnym. Byłem tej książki po prostu ciekaw. Zamówiłem, odebrałem, zacząłem czytać. Oczekiwania, nie ukrywam, były spore.

W obronie syna to powieść, ale napisana do tego stopnia przekonująco, że gdyby ktoś powiedział mi teraz, że została oparta na faktach, nie miałbym żadnych powodów, by mu nie wierzyć. Bardzo udana mieszanka thrillera, kryminału i dramatu sądowego, przy czym żaden składnik nie wybija się jakoś specjalnie na pierwszy plan, i nawet czytelnicy kompletnie nie tolerujący któregoś z gatunków, mogą bez obaw po książkę sięgnąć. To bardziej przypuszczenie, niż stwierdzenie, jako że sam jestem zwolennikiem każdego z tych rodzajów literatury, myślę jednak, że niewiele mijające się z prawdą. Jeśli się mylę, możecie mnie obrzucić błotem w komentarzach ;-) 

Historię okrutnie wyniszczającego całą rodzinę śledztwa i procesu poznajemy z perspektywy Andy'ego, ojca podejrzanego nastolatka. Śledzimy jego myśli, uczucia i całą gamę skrajnie różnych emocji, jakie bez zwątpienia towarzyszą takim sytuacjom. Lektura mocno angażująca i skłaniająca do przemyśleń. Cały czas targały mną wątpliwości związane z rzeczywistym przebiegiem zdarzenia - czy Jacob, syn bohatera, istotnie jest niewinny? Czy miłość do własnego dziecka nie przysłania Andy'emu faktów? Odpowiedź na te i inne pytania znajdziemy w finale. Pozornie zgrabnym, choć pozostawiającym spory niedosyt. Jest pospieszne, burzące tak dokładnie dotąd budowany realizm, nieco zbyt filmowe. Kwestia gustu, powie ktoś, we mnie jednak wywołało to spory dyskomfort. Szkoda, aczkolwiek jakoś drastycznie nie zmienia to końcowej noty. 

William Landay - autor ksiażki
Ponarzekam jeszcze na jeden aspekt, tym razem czysto techniczny, związany z samym wydaniem książki, a dokładniej jej przekładem na nasz język. Amber nigdy nie przodował w tym elemencie i raczej nie zanosi się na to, by stan ten miał ulec w najbliższym czasie zmianom. Dialogi przetłumaczone są strasznie dosłownie, przez co często brzmią zwyczajnie sztucznie. Mowa potoczna amerykańskich nastolatków przełożona słowo po słowie na język polski daje, czego można się domyśleć, raczej pokraczny efekt. Poza tym, większych uchybień nie zauważyłem. Okładka, format i papier bez zarzutu. 

W sumie, polecam. To dobra powieść, warta wysupłania z portfela sumy, którą życzy sobie wydawca. Ja zakupu nie żałowałem, a jeśli Amber rzeczywiście - tak jak zapowiadał - wyda pierwszą (gdyż to jest druga) powieść autora, na pewno sięgnę i po nią. Godne uwagi.

Ocena: 7+/10

Piotr Wysocki

Komentarze

  1. Zaciekawiłeś mnie. Może nie moja tematyka, ale czasem trzeba się wyrwać ze schematów.

    Pozdrawiam.

    PS. Ciekawe zmiany na blogu. Trochę kojarzy mi się z blogiem Kiti, ale naprawdę ładnie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chętnie bym przeczytała, ale ten język, to dla mnie właśnie kluczowa sprawa... Jak to leży, to wszystko leży i dlatego nie czytuję książek wydawanych przez Amber.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam i bardzo mi się podobała. Lubię styl tego autora. Faktycznie człowiek ma wrażenie, że to nie fikcja. Ja na szczęście nie odczułam żadnego dyskomfortu:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tę książkę mam na swojej liście książek do zdobycia, ale... przyznaję, że martwi mnie nieco to kulejące tłumaczenie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo zaciekawiłeś mnie tą książką! Chyba się skuszę gdy będę miała okazje :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie słyszałam, nie czytałam o tej książce. Ale zachęciłeś mnie. Zdecydowanie moje klimaty.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdecydowanie zachęcająca recenzja, lubię takie klimaty książkowe zresztą :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. No nie! Za każdym razem, jak tu zaglądam, to muszę dodać kolejną pozycję na moją listę must have. Jak tak dalej pójdzie, to w zawrotnym tempie puścisz mnie z torbami. ładnie to tak? :)
    Podoba mi się motyw sądowy. To byłaby miła odmiana od tego, co normalnie czytam. Sądzą jednak po końcówce, to nastąpił nagły happy end w iście hollywoodzkim stylu. Mam rację? ;)
    Pozdrawiam ciepło, J.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dawno nie czytałam niczego wydanego przez Amber i chyba czas nadrobić zaległości. Skuszę się nawet mimo tego nieskładnego tłumaczenia, bo na to mogę w trakcie lektury przymknąć oko, a fabuła jest bardzo intrygująca.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz