Atlantis: Evolution - Recenzja [PC]

Atlantis: Evolution, producent: Dreamcatcher, przygodowa, PC, cena: 25 zł

Po czwartą część Atlantis sięgałem z pewną dozą ostrożności. Po kiepsko przyjętej trójce oczekiwania wobec kolejnej odsłony serii nie były jakoś bardzo rozdmuchane, kiedy jednak trafiłem w Wirtusie na zagraniczne wydanie w cenie 20 złotych - a trzeba wam wiedzieć, że w ów czasie jeszcze nie istniał polski dystrybutor gry - postanowiłem dać temu tytułowi szansę.
 
Pierwsze wrażenie negatywne - chaotyczna, niezbyt zrozumiała fabuła, dziwne zagadki i równie dziwny główny bohater nie nastrajają pozytywnie do dalszej zabawy. Warto ją jednak kontynuować, z czasem sporo zyskuje, a opowiadana historia zaczyna być całkiem wciągająca i angażująca na tyle, by wciąż posuwać się dalej.

Widoczki są bardzo oryginalne i miłe
dla zmysłu wzroku ;)
Pod względem rozgrywki niczym nie wyróżniający się standard. Grafika 3D, węzłowy sposób przechadzania się po lokacjach, trochę rozmów, zbieractwa i pokaźna liczba zagadek logicznych. Te ostatnie nie są tak trudne jak w pierwszym i drugim Atlantis. Ba, patrząc z tej perspektywy można je uznać za wręcz łatwe, choć niezbyt doświadczony gracz na pewno będzie się trudził i szybko ucieknie z krzykiem twierdząc, że gry przygodowe to nie jego bajka. Na pewno nie jest to coś, co mógłbym polecić tym, którzy dopiero zaczynają swoją karierę w tym gatunku. Wracając jednak do kwestii naszych działań, od czasu do czasu trafimy ponadto na mini-gry, które pasują do klimatu serii jak pięść do nosa (np. pong [sic!]) i graficznie wołają o pomstę do nieba, ale stanowią całkiem przyjemne urozmaicenie.

Duże oczekiwania miałem do muzyki, w końcu stoi za nią nazwisko Pierre Esteve. Szału jednak nie ma. Właściwie tylko jeden czy dwa utwory wpadły mi w ucho, tak jakby muzyk odwalił swoją robotę od niechcenia, na szybko. Zapewne powodem byłby tu kwestie finansowe i czas, bo ciężko uwierzyć, że facet się tak wypalił. A może to brak Stephane Picq tak odczuwalnie boli? Najprawdopodobniej wszystko po trochu.

Całość, w zależności od doświadczenia osoby dzierżącej w dłoni mysz, wystarcza na jakieś 10-15 godzin. Niezły, w pełni satysfakcjonujący wynik. Podsumowując, powrót do jednej z moich ulubionych serii przygodówek okazał się połowicznie udany, jednak, choć to zaledwie echo starego Altantis, bawiłem się przyzwoicie. Przyzwoita musi być zatem i nota końcowa.

Ocena: 6+/10

Piotr Wysocki

Komentarze

  1. A ja tak nieśmiało, ekhm, upomnę się o recenzję jakiejś książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinny niebawem być, mam już trzy książki do opisania, tylko... no właśnie, co tylko :-P Leniem jestem, ot, wszystko :-D

      Usuń

Prześlij komentarz