Lost Planet 2 [JAVA] [Recenzja]

Lost Planet 2, producent: Capcom, JAVA

Lost Planet to wśród większości użytkowników komputerów i konsol tytuł mocno rozpoznawalny. Kilka miesięcy po premierze na PS3 i X360, a miesiąc przed wypuszczeniem konwersji na PC, otrzymaliśmy możliwość posmakowania tej strzelanki na telefonach komórkowych. Do testu przysiadłem wówczas ze szczerą nadzieją, że gra nie będzie jedynie kolejnym gadżetem reklamującym "dużego" Lost Planet, a jego dopełnieniem. Czy tak też jest w rzeczywistości?
 
Tytuł, co zważywszy na możliwości J2ME raczej nie dziwi, nie jest trójwymiarową strzelaniną TPP, a rasowym przedstawicielem gatunku platformówek. Potencjalny gracz znajdzie tu dużo skakania, jeszcze więcej biegania oraz całe tuziny wrogów do ustrzelenia. Dwójka bohaterów, którą przyjdzie nam animować, dysponuje standardowym wachlarzem działań - prócz skakania, schylania się, używania broni i wystrzeliwania chwytaka (w z góry przeznaczonych do tego punktach - niestety) nie ma tu nic więcej, co naturalnie wcale nie musi stanowić zarzutu (wystarczy spojrzeć na Super Mario Brothers). Przejdźmy więc dalej. 

Fabuła, jaką przyszykowali twórcy, nie przedstawia się szczególnie interesująco.  Krótka informacja przed rozpoczęciem pierwszego etapu i od razu zostajemy wrzuceni w sam środek akcji. I w zasadzie tak to wygląda aż po same napisy końcowe. Zdecydowanie brakowało mi na przykład scenek przerywnikowych utworzonych na silniku gry, bądź NPC-ów spotykanych na drodze. Zwykłe, sucho przedstawione informacje w formie tekstu brutalnie utrudniają wkręcenie się w fabułę. 

Przez pierwsze minuty gra sprawia jak najbardziej pozytywne wrażenie. Niezła grafika, spora ilość akcji i całkiem porządne udźwiękowienie nastawiają na co najmniej dobrą zabawę. Czar pryska stosunkowo szybko, bo jakieś dwa poziomy później, kiedy zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, że Lost Planet 2 jest do bólu schematyczny. Bohaterowie dostają do wykonania różne zadania, ale w praktyce każde z nich oznacza to samo - dostać się z punktu A do punktu B i nie dać zabić. Tak więc przemy do przodu, skaczemy pomiędzy kolejnymi platformami, strzelamy do wrogów... i w sumie to wszystko. Od czasu do czasu przyjdzie nam jeszcze aktywować jakieś urządzenie, czy dokonać włamu do komputera, co następuje jednak w sposób zupełnie automatyczny. A przecież aż prosiło się o jakąś mini grę...

Gdzie mi tu z tymi łapami!
Oprawa audiowizualna prezentuje się poprawnie. Grafika jest przyzwoita i nie odbiega zbytnio od przyjętych komórkowych (w JAVA) standardów. Spora ilość obiektów, ładne tła, kilka odmiennych lokacji i w miarę dokładna animacja nie powodują może przyspieszonego bicia serca, ale trudno też do czegoś konkretnego się tu przyczepić. Dobra rzemieślnicza robota. To samo w gruncie rzeczy można by stwierdzić w kwestii udźwiękowienia - fajnie, że w ogóle coś gra, ale podczas słuchania kapcie zostają na nogach ;-).

Warto zatrzymać się na chwilę przy sterowaniu, gdyż z miejsca sprawia wrażenie nie do końca dopracowanego. Postaciami kieruje się odrobinę zbyt ociężale, poza tym trudności może sprawiać skakanie, zwłaszcza w miejscach, gdzie wymagana jest precyzja. Nie wpływa to jakoś negatywnie na przebieg rozgrywki, ale wyraźnie czuć, że można było zrobić to lepiej.

Poziom trudności zbyt dużych wymagań wobec gracza nie stawia, czego dużą zasługą jest zgodne z dzisiejszymi standardami (i jakże nierealistyczne) automatycznie odnawiane zdrowie. W jaki sposób to działa? Każdy zlikwidowany wróg pozostawia po sobie nieco energii termalnej, którą zbieramy i magazynujemy, a której w razie potrzeby pewna ilość zostaje pobrana do odnowienia paska zdrowia. Jedyny mankament to bezustanne ubywanie energii termalnej, ale przeciwników jest na tyle dużo, że tak czy inaczej zawsze posiadamy jej pod dostatkiem (byle tylko się nie wlec, a nie będzie problemu). Podczas rozgrywki natkniemy się również na dwa starcia z bossem, które na początku potrafią mocno dać w kość. Szybko jednak okazuje się, że wróg nie dysponuje zbyt rozbudowaną inteligencją, a wykończyć można go wykorzystując jeden schemat ataku. Kolejny zawód.

Lost Planet 2 wystarcza na jakieś dwie godziny zabawy, co przy niewielkim urozmaiceniu okazuje się być optymalnym wynikiem. Rozgrywka niespecjalnie wciąga, ale przy odpowiednim dawkowaniu potrafi przynieść nieco przyjemności. I z tego też powodu nie sposób nazwać tej gry jakimś wielkim niewypałem. To po prostu przeciętniak, co boli głownie z tego powodu, iż zapowiadał się jako coś więcej, niż tylko wyciągacz pieniędzy. Rzeczywistość bywa jednak brutalna - twórcom zabrakło większego zaangażowania. Nie wiem, może to goniące terminy, a może zwyczajne lenistwo i wiara, że znana marka sprzeda gotowy produkt bez względu na jego końcową jakość, ale wątpię czy dla krytyków jakiekolwiek tłumaczenie będzie mieć znaczenie. Za błędy trzeba płacić, niestety.

Podsumowując, Lost Planet 2 okazał się sporym rozczarowaniem. Nie jest to zła gra, ale duża ilość niedoróbek i schematyczny gameplay nie pozwalają w pełni czerpać z niej przyjemności. Weterani gatunku nie znajdą tu nic wartego wydania kilkunastu złotych, zaś reszta graczy ma tak duży wybór gier tego typu, że i tak nie mogę im z czystym sumieniem polecić nowej produkcji Capcomu. Sięgnąć możną po nią wyłącznie w przypadku posuchy na platformówkowym poletku, a póki co lepiej rozejrzeć się za czymś innym.


Piotr Wysocki

Komentarze