Aztec: Klątwa w sercu Złotego Miasta [PC] [PSX] [Recenzja]

Aztec: Klątwa w sercu Złotego Miasta, producent: Cryo, przygodowa, PC

Jeśli kiedykolwiek ktoś nierozważnie powie Wam, że gry ogłupiają, pokażcie im coś ze stajni Cryo. Francuski developer doszedł do słusznego wniosku, że da się połączyć naukę z rozrywką, a efektem tego objawienia były taśmowo produkowane gry, za sprawą których mogliśmy odwiedzić różne ciekawe miejsca w różnych mniej lub bardziej przyjemnych czasach, i przy okazji poznawania kryminalnej historii liznąć nieco encyklopedycznej wiedzy. Jak to się sprawdza w praniu. Raz lepiej, raz gorzej, w sumie jednak całkiem przyzwoicie. Rzućmy okiem na wyprodukowaną przez Cryo w 2000 roku grę Aztec: Klątwa w sercu Złotego Miasta

Fabularnie rzecz przedstawia się klasycznie, lecz, trzeba przyznać, intrygująco. W intro widzimy zabójstwo ważnej persony, którego świadkiem jest główny bohater, młody wojownik zwany Małym Wężem. Tuż przed oddaniem ostatniego oddechu dostojnik wręcza mu tajemniczy kamień, zanim jednak Mały Wąż zdąży się nad tym wszystkim zastanowić, już jest ścigany za zbrodnie, której nie popełnił. Zmuszony okolicznościami, na własną rękę rozpoczyna śledztwo. Niebezpieczeństwa czyhają na każdym kroku, a cała sprawa sięga dużo głębiej, niż może się na pierwszy rzut oka wydawać. Doprowadzenie jej do szczęśliwego końca nie będzie zatem należeć do zadań szczególnie prostych. Oto otoczka dla niepowtarzalnej możliwości poznania cywilizacji Azteków od środka. A wiedza to nie byle jaka i nie od byle kogo, bo pieczę nad wszystkim sprawowali historycy z prawdziwego zdarzenia. Jeśli ktoś jest szczególnie zainteresowany tematem, może sobie uruchomić wbudowaną w program encyklopedię, gdzie czeka na niego cała masa zagadnień, tekstu i ilustracji. Dużo przyjemniej odkrywać jednak wszystko podczas gry właściwej. Przy istotnych obiektach, postaciach i tym podobnych rzeczach pojawia się znak zapytania. Wystarczy wówczas kliknąć, by przenieść się do stosownej podstrony encyklopedii. Ciekawe rozwiązanie, sami przyznajcie. Dla tych zaś, którzy wyrażenie gra komputerowa utożsamiają z Wielkim Złem, autorzy oddali do dyspozycji tryb wycieczkowy, gdzie możemy bez obaw o życie Małego Węża spacerować po wszystkich pieczołowicie wykonanych przez grafików lokacjach.

Przejdźmy jednak do strony przygodowej. Ta jest skonstruowana w sposób standardowy dla Cryo, na silniku OMNI 3D, co oznacza lubiany przez wszystkich skokowy sposób poruszania się. Do zadań gracza należy zbieranie i używanie przedmiotów, prowadzenie dialogów oraz garść typowo logicznych problemów do rozwiązania. Nic zaskakującego, nic oszałamiająco grywalnego, ale podstawową rolę spełnia - przykuwa do monitora. Z zagadek, które w tej chwili przychodzą mi do głowy, mogę wymienić chociażby tę, gdzie należy dokończyć pracę nad tarczą. Najpierw należy zebrać farby, później zabarwić za ich pomocą pióra i odpowiednio je ułożyć. Przyjemne. Zwłaszcza, że rozgrywka wcale nie jest dziecinnie prosta.. Po raz pierwszy w Aztec grałem ponad dziesięć lat temu, co kilka kroków śmiało i bez oporów zapuszczając żurawia do solucji, przygodówki traktując wówczas jako interaktywne filmy. Do dziś się za to bije pięścią po twarzy ;) Obecnie udało mi się dotrzeć do napisów końcowych bez poradnika, kilka razy jednak utknąłem i całości na pewno nie mogę określić stwierdzeniem, iż był to spacerek bez przestojów. Poziom trudności w sam raz. 

Grafika, tego nie da się w żaden sposób ukryć, wygląda dziś paskudnie. Niska rozdzielczość na ogromnych monitorach brutalnie obnaża wiek i przestarzały silnik napędzający Aztec. Tak sobie jednak myślę: gdyby przeportować Aztec na tablety czy telefony komórkowe... tak, wtedy wyglądałoby to znacznie lepiej. Bo oprawa wizualna sama w sobie zła nie jest. Nieco plastikowa, nieco sterylna, owszem, ale przyjemna w oglądaniu. Fajnie brzmi też muzyka i wszelkie efekty dźwiękowe. Grę wydało u nas w pełnej polskiej wersji językowej CD PROJEKT. Dubbing szczególnie wybitny nie jest, ale głosów bohaterów słucha się bez jęków rozpaczy i wiele z nich brzmi bardzo dobrze. Przy w sumie przeciętnie napisanych dialogach więcej wyciągnąć się z lektorów nie dało.

W sumie, przyzwoicie spędzone kilka(naście) godzin. Jeśli podobał Wam się Egipt, Wersal czy Pompeje - wszystko właśnie od Cryo - zakup Aztec nie będzie na pewno błędem. Ja swoje dwa podejścia wspominam miło.


Piotr Wysocki

Komentarze

  1. Ale to stare jest :D Grałem kiedyś -pamiętam tylko tyle, że spędziłem przy niej mnóstwo czasu, a i tak nie przeszedłem :P Dla mnie klasyka i druga przygodówka w jaką grałem. Pierwszą był chyba Jack Orlando :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się każdą z kończyn! Że klasyka, że druga w jaką grałem, że pierwszy prawdopodobnie Jack Orlando. Tylko tyle, że ja ją przeszedłem, i to ze dwa razy, z trzecim razem u kumpla błądzącego po labiryncie lokacji, które ja znałem już na pamięć ;) W fakcie, że wspominam ją przemiło i z uśmiechem na twarzy, wietrzę w dużej mierze podstęp sentymentu, ale co poradzić - taki to urok tej bestii :D
      I jeszcze z takich luźnych skojarzeń: jedna z zagadek dotyczyła obliczenia wielkości daniny, taka mała matematyczna łamigłówka. Grafika już na starym monitorze sprzed prawie dziesięciu lat odkrywała ślady pikselozy, ale szybko się o tym zapominało. Aztec rzeczywiście uczył i bawił: gdy nie wiedziało się, co zrobić dalej, by ruszyć fabułę do przodu, najczęściej przeczesywało się wspomnianą encyklopedię od początku do końca ;) A, i pana "Kobietę-węża" dubbingował Piotr Fronczewski, pamiętam do dziś.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Przynajmniej gra czegoś nauczy... :)

    shelf-of-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zaczynam grać w takie gry to bardzo trudno mi skończyć i poświęcam na to nie kilka, nie kilkanaście, a kilkadziesiąt godzin, dlatego też stronie od wszelkich gier. Ale będę o niej pamiętała gdyby jednak chęć zagrania w coś (szczególnie całkiem fajnie zapowiadającego się) była silniejsza ode mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam gry, a Ty mnie ciągle czymś kusisz:( :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jest to może najlepsza gra Cryo, ale mimo wszystko daje radę. Tęsknię za czasami, kiedy w przygodówkach był polski dubbing i stał on na co najmniej przyzwoitym poziomie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też. Ludzie zawsze narzekali na polski dubbing, a ja wręcz przeciwnie, często to właśnie on był jednym z wabików do tego, bym kupił jakąś przygodówkę już przy premierze.

      Usuń
  6. Ta archaiczna grafika, to węzłowe przemieszczanie się, etapy 'prawie' wolności podczas pływania łódką... Ech, wspomnienia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypomniałeś mi te etapy 'prawie' wolności - dokładnie tak było ;) Ja uruchamiałem wtedy tryb wyobraźni i płynąłem poza tę pikselową tekturę w tle...

      Usuń
    2. Przypomniało mi się jak po raz pierwszy trafiłem na fragment, gdzie trzeba było w tej łódce uciekać przed ścigającymi nas strażnikami. Nie znałem ograniczeń silnika i byłem przekonany, że jak nie klikam dalej, to oni się do mnie cały czas zbliżają, co oczywiście nie było prawdą. Serducho biło jak oszalałe :-P

      Usuń

Prześlij komentarz