Hoard [PS3] [Recenzja]

Hoard, Big Sandwich Games, PS3, PSP, PC, 2010

W świecie elektronicznej rozrywki utarł się schemat, wedle którego to zawsze do gracza należy misja pokonania smoka i ewentualnego wyciągnięcia z legowiska wrzeszczącej wniebogłosy i płaczącej księżniczki. Czas na małą zamianę ról, w Hoard przyjdzie nam bowiem wcielić w smoka. Jeśli marzyliście kiedyś o wypuszczaniu z paszczy potężnych fali ognia w kierunku rycerzy, zamków, wieży, domów czy pól pszenicy, porywania księżniczek i poczucia wszechmocy, przed Wami tytuł, dzięki któremu marzenie te powinno się ziścić. 

Od razu zastrzegam, że Hoard jest produkcją w założeniach i oprawie audiowizualnej bardzo prostą. Wystarczy zresztą rzucić okiem na screeny, by prędko zdać sobie sprawę, że oto mamy do czynienia z indykiem, grą niezależną. I to czuć na każdym kroku. Twórcy nie silili się nawet na rozbudowany wątek fabularny, ba, historia nie istnieje tu w ogóle, a gracz ma pełen dostęp do wszystkich etapów już po pierwszym uruchomieniu Hoard. Pierwsze wrażenie może być z tego powodu negatywne. Bo jak to tak, nie ma przechodzenia z planszy na planszę, dążenia do ostatecznej misji, po której siedząc wygodnie w fotelu dostaniemy filmik i obejrzymy napisy końcowe? To po co w ogóle grać? Dla czystej frajdy, odpowiadam. Dla zdobywania złotych medali i punktów, dzięki którym nasz smok otrzyma coraz wyższe rangi, dla pobijania własnych rekordów, a w końcu również dla pobijania rekordów cudzych, bo cały czas mamy dostęp do światowego rankingu, zarówno pod kątem punktacji ogólnej (w chwili pisania tego tekstu znajduje się na 1299 pozycji), jak i oddzielnego dla każdej z plansz. Fajna, motywująca do ciągłej walki sprawa. 

Zasady zabawy są proste do wchłonięcia (warto rozegrać dwie samouczkowe misje), ale osiągnięcie perfekcji i znalezienia najlepszych strategii wymaga kilku(nastu) godzin prób i nieustannego uczenia się na własnych błędach. Trybów rozgrywki jest kilka. Główny, zwany po prostu Treasure, polega, jak łatwo wywnioskować, na zdobyciu jak największej ilości złota w przeciągu dziesięciu minut. Każdy etap wymaga innej ilości kruszcu do wygarnięcia najcenniejszego medalu (są brązowe, srebrne i złote). Forsę zdobywamy w oczywisty sposób - siejąc zniszczenie i pożogę, po których to wystarczy tylko zebrać leżące pośród zgliszcz złoto i wrócić z nim do legowiska. Brzmi nieskomplikowanie? Jest tu jednak cała masa pomniejszych zasad i zależności, których jedynie pełne opanowanie przyniesie największe zyski. Choćby mnożniki. Im dłużej wytrwamy niepokonani, tym więcej kasy otrzymamy podczas zrzutu ładunku złota (2x, a następnie 3x). Unicestwiony smok gracza nie oznacza bowiem ekranu z napisem Game Over, a po prostu automatyczny powrót do legowiska, gdzie po podładowaniu paska zdrowia ponownie wracamy na łowy, ale już pozbawieni mnożnika. W niektórych etapach już jedna taka wpadka może przekreślić szansę na najcenniejszy medal. Warto przy tym wiedzieć, że na smoka czyha wiele niebezpieczeństw. Łucznicy, rycerze, magiczne wieże (ich pociski mocno nadwątlają zdrowie, zwłaszcza jeśli damy się wieżom rozrosnąć), potężni giganci, ale i... inne smoki. W większości przypadków toczymy bowiem boje ze sterowanymi przez AI gadami, którym również zależy na jak najszybszym podreperowaniu budżetu ;-) Wymusza to strategiczne myślenie i zwiększa intensywność wrażeń. 
Innymi sposobami na zarobek jest porywanie księżniczek, wiąże się to jednak ze zmasowanym atakiem rycerzy na legowisko. Jeśli zdołamy utrzymać w nim przestraszoną dziewoję wystarczająco długo, królestwo płaci okup (przy potrójnym mnożniku daje to pokaźną sumę), a księżniczka wraca do siebie cała i zdrowa. Są też klejnoty, które zostają po zniszczonej magicznej wieży. Ciężkie jak diabli, bo dotarcie z takim bagażem do "bazy" trwa dość długo, a w tym czasie jesteśmy przecież narażeni na ataki, jest to jednak wysiłek warty zachodu.  
Konto warto też nabijać gotówką jeszcze z innego powodu - awansów na wyższe levele. To swego rodzaju eRPeGowa naleciałość, bowiem przy z góry ustalonych progach pieniężnych smok dostaje punkty do rozdysponowania na kilka ułatwiających rozgrywkę statystyk. Szybkość, czas trwania ognistego ataku (dłuższy pasek mocy w płucach, który przy zaprzestaniu plucia płomieniami powoli się odnawia), maksymalną ilość przenoszonego złota oraz odporność na obrażenia. Odpowiednie podbijanie poszczególnych słupków to często główny klucz do sukcesu (mały obszar działania - szybkość zbędna etc.). 
Sami widzicie, proste zasady, a piszę, wciąż piszę i wciąż nie omówiłem wszystkiego. Całości obrazu dopełniają tu jeszcze czasowe bonusy, na jakie można trafić w pewnych obszarach mapy (zwiększona prędkość, możliwość wykradania złota z legowisk przeciwników, niszczycielskie ogniste pociski itp.), rozbudowa budowli (im bardziej damy im się rozrosnąć, tym więcej warte wozy wypuszczają) i zapewne od groma elementów, o których w tym momencie nie pamiętam. Najprzyjemniej zresztą odkrywa się je samemu. 

Kolejny tryb to Princess Rush, gdzie należy w jak najszybszym czasie porwać i otrzymać okup za piętnaście księżniczek. Wraz z nami próbują to samo uczynić wrogie smoki. Jest też Hoard, polegający po prostu na przetrwaniu (bez możliwości podleczenia zdrowia w legowisku, gdyż energie otrzymujemy tylko za porwanie księżniczki) jak najdłużej ilości czasu. W trybie Co-Op gramy zaś w jednej drużynie ze sterowanym przez sztuczną inteligencję smokiem bądź smokami, zbierając złoto do wspólnej puli. Istnieje też multiplayer, ten jednak w chwili obecnej nie cieszy się zbyt dużą popularnością i ciężko znaleźć chętnych do zabawy graczy. A szkoda, bo te kilka rozgrywek (do wyboru Treasure, Princess Rush lub Co-Op) wspominam pozytywnie. 

Oprawa graficzna jest estetyczna i czytelna. Mapy wczytują się ekspresowo, nic nie chrupie, a wszelkie animacje prezentują się przyjemnie dla oka. Niezła jest też muzyka, utwory wpadają w ucho i nie irytują nawet po pięćdziesiątym odsłuchu, co jest największą zaletą w produkcjach tego typu. Dobre słowo należy się też dla efektów dźwiękowych - różnorodność i częstotliwość ich występowania jest optymalna. 

Grę pobrałem w ramach subskrypcji PlayStation Plus, uruchamiając ją pierwotnie po to, by zobaczyć chwilę cóż to takiego i wyrzucić z dysku twardego. Ostatecznie skończyło się na niemal 25 godzinach przedniej zabawy, a nadal nie mam zamiaru rezygnować z ewentualnych rozgrywek. Wciąż nie mam złotych medali na każdym z etapów, wciąż czeka cała masa odznaczeń do odblokowania, a ponadto kusi pozycja w pierwszym tysiącu rankingu. Hoard wciąga jak bagno, budzi chęć bicia rekordów i kreowania nowych, dostosowanych do danego etapu strategii. To taka mała, a jednocześnie duża gra, którą polecam z czystym sumieniem właściwie każdemu. Warto sprawdzić.


Piotr Wysocki

Komentarze