Przebudzenie - Stephen King [Recenzja]

Przebudzenie, Stephen King, Prószyński i S-ka, Warszawa 2014, 536 stron, cena w sklepie wydawcy: 31,40 zł

Stephen King to autor, za sprawą którego w pełni rozkwitła moja pasja do czytania książek (wcześniej pochłaniałem wyłącznie komiksy i raz na jakiś czas młodzieżowe kryminały z serii Trzech Detektywów bądź inne temu podobne rzeczy), a po zebraniu i przerobieniu całej jego twórczości po każdą świeżo wydaną powieść czy zbiór opowiadań sięgam niejako z obowiązku. Bardzo przyjemnego obowiązku, dodajmy. Dążę w tym wywodzie do tego, że od jakiegoś czasu zupełnie pomijam poznawanie psującego w jakiś sposób późniejszą zabawę przygotowanego przez wydawce opisu fabuły. Przy okazji Przebudzenia spojrzałem podczas przygotowywania wpisu na SSS na dwa czy trzy losowo wybrane zdania i premiery oczekiwałem z zapartym tchem wyłącznie ze względu na fakt, że napisał to King. Ten fakt chyba idealnie ukazuje poziom mojego fanatyzmu. Do lektury podszedłem zatem z zupełnie czystym umysłem, bo do przyznawanych w pierwszych recenzjach not nie przywiązuje jakiejś specjalnej wagi ;) I wiecie co? W ten sposób odkrywanie każdej ze ścieżek, jakimi podąża opowieść, smakuje zdecydowanie lepiej.

Akcja rozpoczyna się w 1962 roku w Maine. Poznajemy Jamiego Mortona, wówczas kilkuletniego chłopca, w którego życiu pojawia się nowo przybyły pastor Charles Jacobs. Mężczyzna ujawnia dość osobliwe zainteresowanie prądem, za sprawą którego jest w stanie leczyć ludzi z różnych, czasem  - jak się później okaże - naprawdę ciężkich, przypadłości. Pewne zdarzenie wstrząśnie w posadach jego wiarą, a w następstwie tego zmieni życie wielu ludzi, w tym Jamiego. 

Przebudzenie nie zawodzi, choć po lekturze można odnieść wrażenie, że to co najlepsze serwuje nam na samym początku, by po przebrnięciu przez rewelacyjne dwieście stron niebezpiecznie zbliżyć się do schematów, które King od kilku lat powiela w swoich opowieściach. W drugiej połowie co jakiś czas atakowało mnie nie do końca przyjemne uczucie deja vu, a to serwując rozwiązania i sposób kreacji głównego bohatera niczym w Doktorze Sen, a to kopiując to i owo z Pana Mercedes. Samo otwarcie to jednak King w najlepszym wydaniu, przy okazji wyraźny dowód na to, że pisarz najlepiej czuje się opisując wydarzenia mające miejsce w przeszłości. Perfekcyjnie oddany klimat lat sześćdziesiątych, dzieciństwo głównego bohatera i jego dorastanie ukazane są tak dobrze, dbale i przekonująco, że przy każdorazowym skoku o pewną ilość lat w przód nie sposób nie jęknąć z zawodu. Na szczęście dalsze rozdziały wciąż trzymają niezły poziom i aż do ostatnich stron Przebudzenie czyta się z wielkim zainteresowaniem. I choć to zapewne tylko biadolenie fanatyka, to nie miałbym nic przeciwko, gdyby całość rozgrywała się właśnie w zeszłym stuleciu.

King zarzekał się, że stworzył horror z mrożącym krew w żyłach finałem, co jednak jest prawdą tylko połowicznie. Spece od marketingu szybko podchwycili słowa autora, reklamując nimi Przebudzenie i przygotowując czytelników na doznania rodem z najmocniejszych dzieł Króla. Będąc jednak zupełnie szczerym, grozy za wiele w powieści nie doświadczyłem, co najwyżej niepokój, a tak chwalone przez wszystkich przerażające zakończenie nie zdołało wywołać u mnie nawet gęsiej skórki. Elementy nadprzyrodzone występują, z tym nie da się kłócić, ciężko jednak wyłącznie na tej podstawie wrzucić książkę do kosza z horrorami. To wciąż obyczajówka, nawet jeśli muśnięta wydarzeniami, których nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Swego rodzaju uwspółcześniona wersja Frankensteina. Żadna to wada, ot, czyste stwierdzenie faktu, bo ja sam wolę Króla właśnie w tym wydaniu.

Sporo ostatnio słyszymy głosów, że King się wypalił. Czy to prawda? Moim zdaniem nie. Po nieco słabszych ostatnich dwóch premierach dostaliśmy w końcu coś, co nawet bardziej wyrobiony czytelnik przyjmie bez kręcenia nosem. I nawet jeśli rozpoczynającym przygodę z autorem czytelnikom polecałbym którąś ze starszych, bardziej dopracowanych historii pisarza, to jeśli jednak sięgną po Przebudzenie, raczej nie powinni się do niego zniechęcić. Czyta się to szybko (tak Mando, miałeś rację, i tu nie sposób o tym nie wspomnieć ;) i po prostu przyjemnie.



Piotr Wysocki

Komentarze

  1. Książkę mam w planie. Czasem lubię przeczytać coś Kinga :) Każdy autor w swojej twórczości ma wzloty i upadki - to normalne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Kinga wielką, niesłabnącą miłością. "Przebudzenie" stoi już na mojej półce. Zabieram się od razu po skończeniu "Doktora Sen", który według mnie jest po prostu fenomenalny. Spodziewałam się jakiejś kompletnej klapy, jeśli chodzi o tę pozycję, a tutaj taka miła niespodzianka. Jeszcze nie skończyłam, jestem bardzo ciekawa finału. Mam nadzieję, że już do samego końca mnie nie zawiedzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie się bardzo ostatnie książki Kinga podobają (no, może Joyland mniej). Wg mnie "Przebudzenie" jest akurat bardzo dopracowane i spójne. Co do dreszczyku przy czytaniu zakończenia, to kwestia mocno indywidualna, mnie ta wizja mocno dała do myślenia. Jestem na tak!

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka na mnie czeka. Cieszę się, że to dobra książka. Poprzednia nie była zła, ale... jakaś taka nie taka, nie do końca Kingowa :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie, że lubisz tego autora. Ja niestety, po spotkaniu z "Lśnieniem" zrezygnowałem z dalszej przygody. Na razie chciałbym jeszcze raz do niego wrócić, żeby dać mu drugą szansę. Wiem jednak, że "Przebudzenia" nie przeczytam nigdy. Ale fajnie, że spodobało się Tobie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z Kingiem poznaliśmy się dość niefortunnie, bo dopiero od bodajże 6 części przygód z Rolandem, ale od tamtej pory każda nowa powieść gości na mojej półce, a i stare staram się nadrabiać. Choć nie uważam jego literatury za lekką, to czyta mi się je bardzo dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla mnie ta książka to bardzo dobry, typowo kingowski początek, świetna końcówka, utrzymana w stylu Lovecrafta, Machena i Shelley i beznadziejny środek. Ogólnie czytało się nieźle, ale nie jest to jeszcze to, co pokazywał nam King przed laty.

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba zgodzę się z opinią wyżej - środek zupełnie mi "umknął". Wszyscy chwalą te klimaty lat 60-tych - może autor po prostu się starzeje i najlepiej wychodzi mu opisywanie najbliższej mu epoki.. Tak czy siak, jako że znawczyni Kinga ze mnie żadna, pewnie po coś jego autorstwa jeszcze sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej! Zostałeś nominowany do LBA (w ramach zabawy)! Więcej szczegółów tu: http://lordsofthegaming.blogspot.com/2014/12/liebster-blog-awards.html#more

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz