Symphony of Eternity, Kemco, Android, cena: 8,99 zł
Ekipa programistów z Kemco pędzi przed siebie i ani jej w głowie zwolnić szalone tempo. Spoglądając na listę dokonań Japończyków można tylko przetrzeć z niedowierzania oczy. I zastanawiając się podczas wykonywania tej czynności, po który z licznych tytułów sięgnąć. W moim przypadku padło na będącego akurat w promocji dzieła pod tytułem Symphony of Eternity. Czy rozmieniający się na drobne autorzy są w stanie dopieścić swoje produkcje na tyle, by były grywalne i warte swojej ceny? Przekonajmy się.
Proces instalacji przebiega bezboleśnie (waga pobieranego pliku: 32 MB) i już po chwili mogę zanurzyć się w przedstawionej w SoE historii. W jej trakcie przyjdzie nam sterować poczynaniami kilku postaci, w tym pewnej księżniczki oraz dwójki szukających cennego artefaktu gagatków. Pierwsze chwile po kliknięciu w ikonkę odpalającą aplikację robią dość pozytywne wrażenie - pojawia się przyjemna dla oka animacja przybliżająca sylwetki bohaterów nadchodzącego spektaklu, a całość okraszona jest energetyczną, zagrzewającą do nadchodzących bojów muzyką z japońskim wokalem. Można się poczuć niemalże jak podczas seansu openingu jakiegoś anime. Po chwili uczty trafiamy jednak do głównego menu, skąd po rzuceniu okiem w opcje i inne pierdoły możemy już przejść do właściwej zabawy.
Siecz go, spal go, zniszcz go! |
I tu niespodzianka. A raczej brak niespodzianki, bo screeny na Amazon Appstore/Google Play przygotowały mnie na graficzną stronę tytułu. Całość wygląda mianowicie niczym rzecz wypełzła spod bebechów RPG Makera. Wiecie, co mam na myśli - widok od góry, sprite'y, turowe walki i sączący się zewsząd klimat SNES-owych hitów sprzed wielu lat. Tyle że ów retro hity miały do zaoferowania znacznie więcej niż opisywane tu dzieło ekipy z Kraju Kwitnącej Wiśni. Grafika, choćby nie wiem z której strony na nią nie spojrzeć, na kolana nie rzuca. Tła i wszelkie zapełniające odwiedzane tereny obiekty oraz napotkane żywe/martwe istoty charakteryzują się dość ubogą paletą barw i niewielką ilością detali. Taka to rzemieślnicza, nieco chałupnicza robota, choć trzeba przyznać, że jeszcze biedniej przedstawia się paskudnie skokowa animacja. Atak, poruszanie się, radość po wygranej bitwie - wszystko to opisane jest zaledwie jedną czy dwiema klatkami. Wodotrysków zatem brak, lecz wbrew wszystkiemu spogląda się na to bez większych problemów. Zwłaszcza na tablecie, bo na telefonach z wyświetlaczami o wielkości poniżej 4 cali obserwujemy coś na kształt przemarszu mrówek po makiecie miasta.
Rozgrywka przebiega bardzo klasycznie i pozbawiona jest oryginalnych, świeżych rozwiązań. Przemieszczamy się po różnego typu lokacjach - wrogowie są widoczni jak na dłoni, nie ma tu losowych potyczek, a każdą grupę nieprzyjaciół można wziąć z zaskoczenia bądź po prostu ominąć - i dungeonach, walczymy z chmarą standardowych dla gier tego gatunku potworków, zbieramy rozmaite przedmioty, pieniądze, elementy wyposażenia, a raz na jakiś czas oglądamy popychająca fabułę do przodu scenkę. Fabuła nie porywa, choć nie można zarzucić autorom, że zupełnie ten aspekt pokpili. Postaci jest dużo, zwroty akcji występują w odpowiednim natężeniu, a i emocjonujących wydarzeń nie zabraknie. Nie zmienia to jednak faktu, że jakoś ciężko się w to wszystko zaangażować. Ot, takie sobie blade tło dla naszych poczynań.
Jedno z miast. Grafika kapci z nóg nie zrzuca, nie ma co ukrywać. |
Walki, jak pisałem wcześniej, przebiegają w trybie turowym. Kolejność atakujących ukazana jest na pasku znajdującym się w dole ekranu, można więc mniej więcej rozplanować sobie kilka następnych działań. Atak, obrona, ewentualne podleczenie odniesionych przed chwilą ran i tak w kółko, aż któraś ze stron nie padnie. Jak to w erpegach bywa, za każdego pokonanego nieszczęśnika otrzymujemy (poza losowymi gadżetami i kasą) punkty doświadczenia. Uzbierawszy ich odpowiednią ilość postać awansuje na wyższy level. Umożliwia to nam podbicie za pomocą z góry ustalonej liczby punktów wybranych statystyk protagonisty. Tych jest w sumie osiem: atak fizyczny, magiczny, celność, szansa na uderzenie krytyczne, obrona na ataki fizyczne, magiczne oraz szansa na unik. Parametry te mogą być ponadto dopakowane wraz ze zmianą broni czy pancerza. Każdy z bohaterów posiada poza tym unikalne dla siebie ataki specjalne, których wraz z postępem zabawy oczywiście przybywa.
Grze Symphony of Eternity raczej nie grozi możliwość otrzymania miana hitu czy tytułu ponadczasowego. To pod każdym względem przeciętny erpeg. Pograć można, jakaś przyjemność z tego płynie, ale za podobne pieniądze bez problemu można wyrwać coś znacznie lepszego. A jeśli postanowicie coś dołożyć, to i na którąś z odsłon mobilnego Final Fantasy styknie. Brać tylko podczas większych promocji.
Piotr Wysocki
Komentarze
Prześlij komentarz