Morderca bez twarzy - Henning Mankell [Recenzja]

Morderca bez twarzy, Henning Mankell, W.A.B., 352 strony

O twórczości Henninga Mankella wiem sporo, choć przez kilka lat ograniczałem się do zbierania jego powieści, które obecnie zajmują już blisko połowę jednej z półek w mojej biblioteczce. Zapoznając się z dziesiątkami pozytywnych recenzji jego twórczości w sieci i prasie słusznie zakładałem, że kryminalne historie z Kurtem Wallanderem na czele nie mają prawa mnie rozczarować. Słusznie, bo nie rozczarowały. Pierwszy tom długiego cyklu to naprawdę porządny kawał opowieści o poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, kto zabił. I nie tylko na te.

Morderca bez twarzy wzbudza ciekawość i wrzuca na plecy przyjemny dreszczyk niepokoju od pierwszych stron, na których dowiadujemy się o wyjątkowo brutalnym morderstwie popełnionym na starszym małżeństwie. Rzecz jest o tyle dziwna, że masakra odbyła się w spokojnej dotąd szwedzkiej wiosce, gdzie czas płynie powoli, a każdy zna każdego i policja niemal nigdy nie musi interweniować. Do akcji wkracza Kurt Wallander. Rozwiązanie tajemniczej i z dnia na dzień coraz mocniej gmatwającej się sprawy jest dla niego nie tylko punktem do odfajkowania w pracy, ale dosłownie obowiązkiem. Nie odpuści, dopóki winny nie zostanie ujawniony.

Kryminalna zagadka to tylko jedna z zalet powieści, bo u Mankella równie ważni są bohaterowie, a zwłaszcza ten główny, Wallander. Pierwsze wrażenie wypada dość blado, wszystkie jego cechy charakteru i życiowe doświadczenia były później wielokrotnie kalkowane przez tuziny autorów kryminalnych serii, ale dobry pisarz to dobry pisarz i nawet jeśli go kopiują, to oryginał zawsze będzie najbardziej wyrazisty. Kurt jest zatem zmęczonym życiem rozwodnikiem z problemem alkoholowym i nie bardzo potrafi dogadać się z córką, nie wspominając już nawet o ojcu, który na domiar złego zaczyna wykazywać objawy starczej demencji. Raj na ziemi to nie jest, jednak Wallander dzielnie walczy z wszelkimi przeciwnościami losu i ten jego upór budzi podziw. Polubiłem faceta od razu, jest pełen wad, ale i zalet, które w zestawieniu dają pełnokrwistego bohatera. Z równym zapałem śledzi się dzięki temu wątek kryminalny i obyczajowy.

Samo śledztwo posuwa się powoli, każde nowe odkrycie przynosi kilka kolejnych pytań, a na wiele z nich śledczy poznają odpowiedzi dzięki zwykłym zbiegom okoliczności. Mnie to odpowiada, bo sensacyjne, nie dające złapać oddechu tempo szczególnie realistyczne w pracy policjanta nie jest, a realizm w tego typu powieściach cenię sobie najbardziej. Rozczarować może jedynie niezwykle pospieszny finał historii. Pod koniec dostajemy dosłownie krótkie streszczenie najważniejszych wydarzeń z ostatnich dni śledztwa. Tak jakby Mankell desperacko nie chciał dopuścić do tego, by powieść zbyt mocno się rozrosła.

Swoją inicjacje z cyklem o Kurcie Wallanderze uznaje ostatecznie za udaną. Ciekawa sprawa kryminalna, ciekawe wątki obyczajowe i bardzo dobry, nieco oszczędny styl autora sprawiły, że jeszcze mocniej utwierdziłem się w przekonaniu, że jego twórczość będzie w moim prywatnym rankingu okupować okolice szczytu.

Piotr Wysocki

Komentarze

  1. Tajemniczy kolega z forum19 października 2015 09:11

    Książek nie czytałem ale widziałem ekranizacje opowieści o Kurcie Wallanderze. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka mnie zaciekawiła, może w najbliższym czasie uda mi się po nią sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz