Architekt - Keith Ablow [RECENZJA]

Architekt, Keith Ablow, wydawnictwo: Rebis, ilość stron: 280

Wybujałe oczekiwania potrafią pozbawić przyjemności z lektury nawet dobrej książki. I odwrotnie, ta, po której nie spodziewamy się zbyt wiele, może przyjemnie zaskoczyć nawet jeśli do szczególnie wybitnych nie należy. Wiem, odkrywcze to to nie jest, ale tego typu myśli naszły mnie podczas czytania "Architekta" i po prostu musiałem się nimi podzielić ;)

Nieciekawa okładka, nieciekawe streszczenie fabuły, a nawet taki szczegół, jak format książki, którego nie lubię... dosłownie wszystko mnie od "Architekta" odpychało. Kupiłem go spory kawałek czasu temu na jednej z wyprzedaży, po czym książka trafiła do szafy, gdzie przeleżała zbierając coraz większą warstwę kurzu aż do chwili, gdy z początkiem bieżącego roku postanowiłem uratować od śmierci przez naturalny rozkład te najbardziej zapomniane pozycje z moich ciągle rosnących zbiorów. I tak jakoś padło na "Architekta" Keitha Ablowa, ostatnią część cyklu powieści z Frankiem Clevengerem, psychiatrą sądowym rozwiązującym kryminalne zagadki. Z poprzednimi "odcinkami" nie miałem do czynienia, co jednak (wbrew moim początkowym obawom) nic a nic nie było odczuwalne. "Architekt" doskonale daje radę jako samodzielna historia. Czy lepsza czy gorsza od poprzednich, tego niestety nie jestem w stanie określić.
Nie jest to typowy kryminał, w którym razem z głównym bohaterem staramy się poznać tożsamość Tego Złego. Ablow już na starcie wyjawia nam imię, nazwisko, zawód i wszystkie możliwe tajemnice czarnego charakteru. Nam, bogatszym o tę wiedzę, pozostaje kibicować Clevengerowi, by połączył ze sobą wszystkie elementy układanki i wpadł na trop mordercy. Nie każdy będzie tym zachwycony. Ja nie byłem, ale tylko przez krótki czas, bo, ku mojemu zaskoczeniu, wcale nie umniejsza to frajdy płynącej z lektury. 
West Cross to wybitny architekt. Perfekcjonista w każdym calu. Do tego stopnia, że projektując domy dla swoich bogatych klientów, projektuje również ich życie. Jeśli jakiś ludzki element nie pasuje do jego wizji - eliminuje go. 
Frank Clevenger podejmuje próbę wytropienia seryjnego mordercy, który, sądząc po stanie, w jakim zostawia swoje ofiary, ma duże umiejętności chirurgiczne. Kim jest oprawca? Dlaczego zabija właśnie w taki sposób? Dlaczego akurat te osoby? Clevenger stara się odpowiedzieć na te oraz inne pytania związane ze sprawą, ale tak samo ważne są tu jego własne problemy, z którymi aktualnie się zmaga. Alkoholizm, adoptowany syn kryminalista, nieudany związek... tak, mamy tu do czynienia z kolejnym kryminałem obyczajowym, a bohater to kolejny sterany życiem śledczy. Ale czy to wada? Niekoniecznie. Mógłbym co prawda stwierdzić, że prywatne życie Franka ukazane jest ciekawiej niż samo śledztwo, ale fakty są takie, że Ablow na obu płaszczyznach spisuje się bardzo dobrze. Bohaterowie przedstawieni są przekonująco (to w końcu piąta część cyklu, pisarz miał dużo czasu, by ich dopracować), bez zbędnego idealizowania tych pozytywnych i tworzenia potworów z negatywnych. Jak w życiu, wszyscy mają swoje jasne i ciemne strony charakteru. Dobrze rozpisane są też dialogi, na co zawsze zwracam baczną uwagę (jestem na tym punkcie wyczulony, wybaczcie). Akcja toczy się wartko, kilka scen jest naprawdę emocjonujących (to coś znaczy, już nieczęsto zdarza mi się czytać książkę z mocno przyspieszonym tętnem), a finał nie tak oczywisty, jak mogłoby się z początku zdawać. Przez chwilę byłem nim nawet rozczarowany, ale potem pomyślałem sobie - "czemu nie". W życiu nie wszystko kończy się jak w Hollywoodzkich produkcjach filmowych. Śmiało można przeczytać.

Komentarze

Prześlij komentarz