Larry: Wet Dreams Don't Dry [RECENZJA GRY]

Platformy: PC, PS4, XONE, SWITCH, ANDROID, iOS

Przyznaję bez bicia, nie do końca wierzyłem znajdowanym w prasie i sieci recenzjom nowego* Larry'ego. Pisano, że to dobra gra, ale sam obejrzywszy trailer i gameplay stwierdziłem, że mnie to nie grzeje. Larry jakoś urósł i wyszczuplał, odmłodniał, nawet kulfoniasty nos mu się zmienił na bardziej urodziwy. No i ten skrzekliwy, irytujący głos (inna sprawa, że po siódmej odsłonie serii z wybitną rolą dubbingową Jerzego Stuhra każdy inny aktor głosowy musi wypaść blado) plus nazbyt kolorowa grafika. Ostatecznie grę kupiłem dopiero kilka miesięcy temu i to tylko dlatego, że kosztowała 4 złote z groszami. Wystarczyły jednak jakieś dwie godziny zabawy, bym do wszystkiego się przyzwyczaił**, a nawet polubił. 

Przede wszystkim to klasyczna przygodówka point & click bez żadnych "ulepszających" rozgrywkę udziwnień. A więc poza interakcją z zaludniającymi świat gry postaciami zwyczajnie zbieramy kilogramy przedmiotów, łączymy je oraz używamy (często w dosyć nieoczywisty sposób) tam gdzie trzeba - znajdziemy tu wyłącznie zagadki ekwipunkowe, łamigłówek nie uświadczono. Nie oznacza to jednak, że jest łatwo i przyjemnie. Owszem przyjemnie tak (chociaż nie zawsze dla Larry'ego, taki już jego los), ale gra nie przechodzi się sama i łebka użyć trzeba. Poziom trudności został dobrany w punkt - lokacji i interaktywnych elementów jest akurat tyle, by nie frustrowały nawet sytuacje gdy "nie wiem co dalej" oraz zwyczajowe w takich wypadkach używanie wszystkiego na wszystkim. Rzecz przeszedłem w jakieś 13 godzin bez spoglądania w poradnik i ani przez moment nie czułem, że mam dosyć.

Fantazja Larry'ego działa jak dobrze nawazelinowana maszyna 

Co z fabułą? Ta jest dość przewrotna, bo zupełnie dosłownie przerzuca Larry'ego z rozpikselowanego roku 1987 do kolorowych i w wysokiej rozdzielczości czasów współczesnych. Biedak trafia przed doskonale sobie znany bar Leftiego, lecz odkrywa, że wszystko wokół uległo drastycznym zmianom. Przede wszystkim randkowanie nie wygląda już tak jak kiedyś, bo dziś robi się to za pomocą urządzenia zwanego smartfonem i aplikacji Timber, która sama dobiera odpowiednie partie. Trzeba tylko przygotować necący innych użytkowników profil (fotka, opis) i... ruszać zaliczać. Cóż, może niezupełnie tak od razu ruszać. Historia oczywiście komplikuje się i to tak bardzo, że ratować trzeba będzie cały świat. Mówię prawdę, nie kłamię.

Dużym plusem gry są liczne nawiązania do popkultury...

Mimo poważnego zadania gra jak na standardy serii przesycona jest humorem i to takim, który daje jej łatkę tytułu "tylko dla dorosłych". Jest pikantnie i niejednokrotnie można parsknąć śmiechem, choć koślawa miejscami polonizacja bardzo stara się zepsuć wiele żartów w dialogach i komentarzach bohatera. A skoro już o niej (polonizacji) mowa, to oczy rażą polskie znaki, wyświetlają się w zupełnie innej czcionce niż pozostałe (wygląda to mniej więcej tak). Mimo to nie narzekam, cieszę się, że w ogóle dodano polskie napisy, bo w ostatnich latach jest to raczej wyjątkiem niż regułą.

...oraz do pierwszej części gry z 1987 roku

Ostatecznie Larry: Wet Dreams Don't Dry  to kawał dobrej, soczystej przygodówki, która właściwie wszystko ma na swoim miejscu. Oczywiście do tego i owego można by się przyczepić (choćby do uproszczonych animacji przekazywania czy używania przedmiotów), ale w ogólnym rozrachunku to tylko niewielkie usterki, które nie przysłaniają całościowej wysokiej jakości gry. Jeśli lubicie ten gatunek, koniecznie sprawdźcie powrót Larry'ego, zwłaszcza że na promocjach kosztuje tyle co kubek kawy z automatu na dworcu, a smakuje o niebo lepiej.

*dziś już nie tak nowego, bo gra ma 3 i pół roku, a w międzyczasie dochrapała się kontynuacji 

**no, prawie wszystkiego, bo angielski dubbing zmieniłem na niemiecki, gdzie na szczęście Larry brzmi mniej wkurzająco 

Komentarze