"Samotny Mężczyzna" Isherwooda to jedna z tych książek, które trudno opisać komuś, kto właśnie nakrył nas przy lekturze i rzucił klasycznym "hej, a o czym to?". No właśnie, o czym? O jednym dniu z życia pewnego mężczyzny? O tym jak wstaje z łóżka, je śniadanie, jedzie do pracy, rozmawia z różnymi ludźmi, prowadzi zajęcia, odwiedza znajomych, a przy tym wszystkim cały czas rozmyśla, rozmyśla i jeszcze raz rozmyśla... I tyle? Takie nudy? Nudy, owszem, ale istotne jest to, w jaki sposób te nudy są napisane.
W tym przypadku znakomicie. Dla kogoś, kto sięga po książki wyłącznie w celach rozrywkowych - by z doskoku poznać jakąś mniej lub bardziej skomplikowaną historię, dać się zaskoczyć twistem w finale - lektura "Samotnego Mężczyzny" będzie drogą przez mękę. Znaczną część 190 stron treści stanowią właśnie przemyślenia głównego bohatera. Sam przez pewien czas nie mogłem się do tego wszystkiego odpowiednio dostroić, kilkadziesiąt stron balansując na linii oddzielającej znużenie od zaciekawienia. Za to później, gdy już rozległo się te słynne, tak często wspominane przeze mnie kliknięcie oznaczające wejście na odpowiednie tory, do samego końca towarzyszyło mi już uczucie obcowania z dobrą, wartościową prozą.
Christopher Isherwood |
Jak już wcześniej mimochodem rzuciłem, cała powieść to po prostu jeden dzień z życia pewnego mężczyzny, George'a, nieco podstarzałego wykładowcy na uniwersytecie, który nie potrafi się podnieść po nagłej śmierci swojego życiowego partnera. Dostajemy wnikliwy wgląd w jego myśli na przestrzeni tych kilkunastu godzin, a wszystko to na tle konserwatywnej Ameryki lat 60-tych, gdzie raczej ciężko w sposób otwarty można było przyznawać się do homoseksualizmu, a większość emocji wypadało zwyczajnie dusić w sobie. Książka niekoniecznie lekka i przyjemna - zwłaszcza przez trudną osobowość bohatera, którego naprawdę ciężko tak do końca polubić - ale zdecydowanie godna uwagi. Jeśli macie chęć się z nią zapoznać, jak najbardziej polecam. A tymczasem, tak w ramach uzupełnienia, zmierzę się z powstałą niedawno ekranizacją.
Piotr Wysocki
Mi akurat nie przeszkadza to, że książka jest opisem jednego dnia, gdyż niedawno czytałam podobną tylko o tematyce wojennej. Trochę obawiam się tych przemyśleń, ale najwyżej bym mogła zrezygnować w trakcie czytania, gdyby mi się nie udało przebrnąć.
OdpowiedzUsuńZaintrygowałeś mnie. Jeden dzień ż życia bohatera to cała fabuła...Ciekawe. :)
OdpowiedzUsuńMoże mi się spodobać, w końcu całe życie próbuję zrozumieć facetów.
OdpowiedzUsuńWow, świetnie napisałeś o tej książce, bardzo mnie zaciekawiła :D
OdpowiedzUsuń♥blog-klik♥
Dobra recenzja. Wygląda na to, że dobra książka. Może niekoniecznie "lekka" - jak piszesz, za to z pewnością "przyjemna" - dobra proza zawsze jest przyjemna. Bo przyjemnie się czyta coś, co nie rani uszu i nie obraża intelektu - sorry za ten "górny" styl. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńLubię książki, które dają do myślenia, lubię też takie przy których trzeba się "namęczyć". Sądzę, że ta jest dla mnie idealna, poza tym miękną mi kolana na widok Colina Firth'ego, który ewidentnie kojarzy mi się z rolą samotnego mężczyzny ;P
OdpowiedzUsuńDługie opisy z refleksami nie przekonują mnie, o wiele bardziej wolę kiedy przeplatają się one z akcją. Kiedyś czytałam książki Libby Bray i jej styl pisania wywarł na mnie niesamowite wrażenie. Stworzyła lekką, młodzieżową historię, w którą mimochodem wplatała tyle myśli i zdań, które trzeba przeczytać kilkukrotnie by w końcu pojąć ich prawdziwe znaczenie... to jest dla mnie wielkie. Napisanie czegoś, co czyta każdy nie szukający ambitnych lektur, w taki sposób, by zostało w nim coś mądrego :) Niby mam postanowienie noworoczne by zacząć czytać coś bardziej wartościowego, ale wiadomo jak to jest z postanowieniami :D Pozdrawiam, świetna recenzja :)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, ale już wiem że to nie jest mój typ. Mój typ jest... hmm... całkiem inny :)
OdpowiedzUsuńale na pewno książka znajduje wielu zwolenników, tym bardziej skoro wspomniałeś ze powstała ekranizacja. Może jednak powinnam się przełamać.. choć zawsze wolałam fabuły z wieloma wątkami. Cóż, czytając nic się nie traci więc gdy uda się może i skuszę się by przeczytać :)
p.s. dziękuję za wyrażenie opinii o Elfen lied, to naprawdę wiele znaczący dla mnie komentarz. Staram się przekonać ludzi którzy boja się podejść do anime, uważają je za dziecinne lub "słabe" że nie należy oceniać książki po okładce ;)
pozdrawiam ciepło.
Oglądałam film, ale już bardzo słabo go pamiętam i choć dobry, to raczej nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia, żebym chciała sięgać po książkę.
OdpowiedzUsuńNigdy bym się nie spodziewała,że to będzie opis jednego dnia. W sumie jedynie utwory z jakimi się zetknęłam, których fabuła mieściła się w dwudziestu czterech godzinach to były dramaty antyczne.
OdpowiedzUsuńCzytam różne książki. Ale bardzo wiele zalezy do tego jak są napisane i o czym są. Czasem zbyt duzo refleksji mi przeszkadza i wolałabym poczytać coś "lekkiego", a czasem jest zupełnie inaczej. Więc w sumie, to zależy... mogłaby mi sie spodobać albo i nie. Jednak żeby sie tego dowiedzieć to trzeba przeczytać.
coś mam problemik z twoim blogiem w blogrollu...nie chce się aktualizować ;( i czasem coś przegapię niestety;( książka zdecydowanie ciekawa i intrygująca mimo charakteru głównego bohatera i braku lekkości czytania;) Pozdrawiam i zapraszam do siebie na comiesięczny konkurs
OdpowiedzUsuńDobrze napisane nudy? Brzmi oryginalnie, ale mimo wszystko to nie dla mnie :D
OdpowiedzUsuńFilm już lata u mnie leży, a książkę kiedyś prawie kupiłam...
OdpowiedzUsuń