Jako że książka "Stephen King. Sprzedawca Strachu" Roberta Ziębińskiego lada dzień trafi na półki księgarni, a ja nie dodałem dziś na Stację żadnego wpisu, stwierdziłem przed momentem, że warto naskrobać o niej kilka słów. Tak na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo, być może nie każdy zaglądający tu miłośnik twórczości Króla jest świadom jej rychłego nadejścia.
Będzie to książka interesująca z co najmniej dwóch powodów. Pierwszym z nich jest oczywiście fakt, iż to rzecz napisana w naszym kraju, przez człowieka o swojsko brzmiącym imieniu i nazwisku, co samo w sobie warte jest odnotowania. Drugi powód to strona, z której autor ugryzł temat. Będzie to książka o Kingu i jego twórczości, owszem, jednak skupiająca się na tym, do czego swoich łap tak mocno nie przyłożył - ekranizacji jego dzieł. Zanim jednak stwierdzicie, że łe, że nudy, oddajmy głos wydawcy:
Robert Ziębiński omawia tu każdą ekranizację prozy Kinga. Od pierwszej adaptacji, czyli Carrie, po serial Pod kopułą. Nie jest to leksykon. Filmy i seriale są tu punktem wyjścia do opowieści o samym Kingu – pisarzu, który swoją karierę zawdzięcza kinu. Przez szalone lata siedemdziesiąte, przepitą i przećpaną następną dekadę, po powolną stabilizację lat dziewięćdziesiątych, próbujemy pokazać, jak zmienił się King, jego pisanie i pozycja na rynku.
Dlaczego "Dolores Claiborne" to jeden z najważniejszych filmów w bogatej filmografii Kinga?
Po co komu wybuchające puszki piwa?
Dlaczego King nie może mówić źle o Stanleyu Kubricku?
Na te i wiele innych pytań odpowie wam książka "Stephen King. Sprzedawca strachu".
Dorzućmy do tego lekturę znajdującego się pod poniższym linkiem fragmentu.
I chyba nikogo nie trzeba dodatkowo przekonywać, że to książka, którą każdy fan Stephena Kinga mieć powinien. Ja wybieram się do księgarni w dniu premiery, czyli 16 kwietnia. Z 34,90 zł. w kieszeni ;-)
Na deser - pełna okładka |
Piotr Wysocki
łeee, jak omawia ekranizacje to niefajnie. Wolałabym, by omawiał same książki - wtedy czułabym się bardziej zachęcona. Może, jak książka już wyjdzie, to przekartkuję ją w empiku :)
OdpowiedzUsuńTeż tak początkowo zareagowałem, ale po fragmencie i zdjęciu jednej ze stron, którą ktoś zamieścił na FB, zmieniłem swoje podejście. Mam przeczucie, że będzie warto. Recenzja na blogu pojawi się zapewne jeszcze w kwietniu, jeśli więc jesteś niezdecydowana, poczekaj ;-)
UsuńW takim razie będę uważnie śledzić bloga. Zobaczymy, czy naprawdę warto, bo - nie ukrywam - książka wygląda kusząco :)
UsuńJa też zaczekam. Z Kingiem zaczęłam niedawno swoją przygodę. Z jednej strony zapał neofity, z drugiej jednak wahanie. Zobaczymy ;)
UsuńJa oczywiście sobie nie odmówię tej lektury. Oglądałam chyba wszystkie ekranizacje, więc jestem bardzo ciekawa książki:)
OdpowiedzUsuńJa też, ja też! Choć wielu już dobrze nie pamiętam. Może warto zrobić sobie powtórkę, póki czas ;-)
UsuńCzekam później na Twoją opinię:)
OdpowiedzUsuńMuszę wreszcie zapoznać się z autorem
OdpowiedzUsuńSzczerze: ważne, że o Mistrzu! ;) A czy mowa będzie o jego książkach, czy ekranizacjach tychże, to już według mnie mniej istotne ;)
OdpowiedzUsuńKinga uwielbiam, ale książki omawiające jego twórczość jakoś mnie nie biorą. Słyszałam, że ma się ta pozycja pojawić, ale umknęło mi, że ma traktować o ekranizacjach jego powieści, a nie samych powieściach, więc dziękuję bardzo za uświadomienie mnie;) Waham się troszkę przed zakupem, bo dosyć drogo tę książkę wycenili, więc najpierw poczekam na recenzje;)
OdpowiedzUsuńJa jako fanka Kinga na pewno książkę przeczytam. nie wiem tylko jeszcze kiedy. ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że każdy fan Kinga prędzej czy później o niej poczyta!
UsuńNie należę co prawda do wielbicieli Kinga, mam trochę neutralny stosunek do jego twórczości, ale w sumie... nie pogardziłabym taką książką :) szczególnie, że to nasz rodak się 'wykazuje' ;)
OdpowiedzUsuńNa tę książkę chyba się nie skuszę, za to niedługo zaczynam ,,Lśnienie" Kinga
OdpowiedzUsuńMuszę! Że też nie widziałam "Dolores Claiborne", za to przy czytaniu nieomal słyszałam jęki z ogródka. Brrrr było super
OdpowiedzUsuńZareagowałam podobnie, jak inni - najpierw "łaaaał!", później, jak doczytałam, że o ekranizacjach "łeeee". Ale cena nie jest wygórowana, więc jeśli na jakąś promocję jeszcze trafię, to może się skuszę. :)
OdpowiedzUsuń