The Night of the Rabbit [PC] [Recenzja]

The Night of the Rabbit, Deadelic Entertainment, przygodowa, wersja: polska (napisy), PC, 39,99 zł (wersja cyfrowa)

Niemiecka firma Deadalic w przeciągu kilku lat zdołała bardzo mocno zakorzenić się w umysłach graczy jako marka solidna i wypuszczająca na półki sklepowe bardzo grywalne, pieczołowicie przygotowane kreskówkowe przygodówki. Kolejnego dzieła o nieco tajemniczym tytule The Night of the Rabbit twórcy również nie będą się wstydzić. Nawet jeśli nie jest to produkcja pozbawiona wad.

Historia opowiadająca o dwunastoletnim chłopcu, który pewnego dnia, tuż przed końcem wakacyjnej przerwy, trafia do krainy zamieszkanej przez zwierzęta, by następnie pod czujnym okiem będącego królikiem czarodzieja zgłębiać arkana magii, może wydawać się początkowo strasznie dziecinna i naiwna - ja sam za sprawą mocno zaawansowanego wieku (wiem, odrobinę przesadzam) czułem się po odpaleniu programu trochę... dziwnie ;-) - z czasem jednak zyskuje na głębi, zaczyna wciągać i ma zaskakująco sporo do zaoferowania. Krok po kroku, w ten sielankowy i w gruncie rzeczy mocno radosny klimat wielkiej przygody, zaczynają wkradać się mroczniejsze, poważniejsze wątki. Efekt jest nad wyraz udany. Opowieść zaczyna być angażująca i z zainteresowaniem śledzimy rozwój kolejnych wypadków. Bez zbędnych ceregieli przyznaję, że pod koniec było mi autentycznie żal opuszczać Mysibór i zamieszkujących go sympatycznych postaci (w finale możemy się z każdym z nich pożegnać, co, jak wiadomo, tylko pogarsza sprawę). Mnie, staremu koniowi. Deadelic powoli do tego przyzwyczaja, gdyż to nie pierwszy raz, kiedy ich produkcja zaskakuje zarówno fabularnie, jak i kreacją bohaterów. Niech Was zatem nie zwiedzie pierwsze wrażenie. Dajcie grze kilka godzin na pokazanie pazurków. Podczas napisów końcowych jeszcze mi za to podziękujecie ;-)

Od strony rzucanych nam pod nogi przez autorów logicznych problemów do rozwiązania otrzymujemy nic więcej, jak gatunkowy standard. Dużo zbierania i w miarę logicznego używania przedmiotów, dużo gadania (dialogi są fajne, a głosy bohaterów nieźle dopasowane, aczkolwiek czasem irytuje, że klikając na postać po raz enty wciąż wysłuchujemy tej samej kwestii) i w sumie na szczególne wyróżnienie zasługuje tu przede wszystkim prosta gra karciana - kwartet. Prosta, ale grywalna i ze świetnym podkładem muzycznym, który nawet po setnym odtworzeniu nie zdołał mi się osłuchać. Karcianka jest na tyle fajna, iż próbowałem nawet zdobyć osiągnięcie za wygranie partii z każdym mieszkańcem Mysiboru, co niestety mi się nie udało - musiałem kogoś pominąć. Sęk jednak w tym, że kwartet autentycznie przynosi kupę frajdy. Skoro już wspomniałem o muzyce, dodać trzeba, że cała ścieżka dźwiękowa nieźle wpasowuje się w oglądane na ekranie wydarzenia i jest po prostu dobra. Soundtracka miło się słucha nawet poza grą. Wciąż trzymam go na odtwarzaczu MP3. Tu znajdziecie kilka próbek (klik).
Ale The Night of the Rabbit równie przyjemnie się słucha, co na niego patrzy. Oprawa wizualna prezentuje sobą dokładnie ten poziom, do jakiego przyzwyczaił nas Daedalic. Owszem, to tylko 2D, ale zrealizowane perfekcyjnie i w sposób bezsprzecznie cieszący oko. Zaletą takiej oprawy jest też oczywiście fakt, że starzeje się dużo wolniej, dzięki czemu nawet za dziesięć lat Noc Królika będzie można skończyć bez jęków obrzydzenia ;)  Spójrzcie zresztą na screeny. Jedyne słowo, które przychodzi mi do głowy, gdy na nie spoglądam, brzmi po prostu - urocza. Bo tak to właśnie wszystko wygląda i się porusza.  Grafikom należy się wielki kufel piwa imbirowego.

Co mi się nie podobało? Irytować może zwłaszcza duża ilość casualowych naleciałości (mówię tu o osiągnięciach. Zbieranie naklejek? Serio?), przez które początkowo byłem przekonany, że sięgnąłem po tytuł dla przedszkolaków, a także kilka niedociągnięć (zbędny, wcale niepomagający wskazówkowicz), całość jest jednak utrzymana jest w tak przyjemnej oprawie audiowizualnej, ma na tyle wciągającą historię i wcale nie tak łatwo ją ukończyć (nawet przy nieustannym korzystaniu z podświetlania hot-spotów), że nie sposób przejść obok tego tytułu obojętnie. Chętnie zobaczyłbym kiedyś kontynuację. Sympatyczna rzecz, gorąco polecam.


P.S. Polską wersję oceniam ogólnie pozytywnie, nie jest zła, jednak jednej rzeczy przeboleć nie mogę. A mianowicie przetłumaczenia na nasz język imienia i nazwiska głównego bohatera. Bo sami przyznajcie, czyż Jerzyk Orzech nie brzmi jakoś tak... głupawo?

Piotr Wysocki

Komentarze

  1. "Od strony rzucanych nam pod nogi przez autorów logicznych problemów do rozwiązania otrzymujemy nic więcej, jak gatunkowy standard." - z tym się nie zgodzę. Mamy tu przecież parę czarów, które przydają się do rozwiązywania zagadek, otrzymujemy tez możliwość przenoszenia się pomiędzy dniem i nocą. Jest to niewątpliwie wartość dodana, która urozmaica rozgrywkę i czyni ją bardziej wymagającą. No i tego rodzaju dodatki nie pojawiają się w przygodówkach często. Standardem bym więc tych opcji nie nazwał :) A grę oceniam jeszcze wyżej, na 8+.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zaprzeczę, czary i możliwość zmiany pory dnia to nie znów taki zmęczony standard, jednak szczególnie oryginalnym rozwiązaniem bym tego nie nazwał. To wszystko już gdzieś kiedyś było :) Ale to fakt, urozmaica rozgrywkę i może trochę się pospieszyłem z tym zacytowanym stwierdzeniem ;)

      Usuń
  2. Oj, gry to już nie moja bajka. Kiedyś miałam bzika na ich punkcie. :) Polecę jednak twój blog mojej klasowej kumpeli, której takie tematy bardzo się podobają. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz