Intensywność, Dean Koontz, Albatros, 400 stron, najniższa obecnie cena: 11 zł (klik)
Dean Koontz ma w sobie coś z ciekawskiego i psotnego dziecka, które dorwało się do skrzynki pełnej rozmaitych, fajnie wyglądających, ale nie zawsze bezpiecznych w użytkowaniu narzędzi. Skrzynka pisarza zawiera słowa, a cel jego eksperymentów stanowią wykreowani bohaterowie, których z demonicznym uśmiechem na twarzy wrzuca w sam środek ekstremalnie nieprzyjemnych sytuacji, by potem z fascynacją obserwować, jak sobie z nimi poradzą. W przypadku Intensywności autor idzie jeszcze o krok dalej - protagonistka do jaskini lwa wchodzi zupełnie z własnej woli.
Na początek ostrzeżenie - choćby się paliło, choćby się waliło, nie czytajcie opisu znajdującego się z tyłu tej książki. Zdradza zdecydowanie za dużo. Z tego też powodu zarys historii przybliżę pokrótce własnymi słowami. Główną bohaterką Intensywności jest Chyna Shepherd, młoda, ale mocno doświadczona przez życie kobieta. Kiedy wydaje jej się, że wszystko w końcu zaczyna się układać jak należy, los uderza ją prawym sierpowym w najmniej spodziewanej chwili. Podczas wizyty w domu rodziców swojej przyjaciółki Laury w jego wnętrzach zjawia się psychopata. Dzięki instynktowi przetrwania Chynie jakimś cudem udaje się uniknąć śmierci z rąk świra. Ten jednak zabiera ze sobą i pakuje do samochodu kempingowego ledwo żywą Laurę, a bohaterka - zamiast dziękować szczęściu i podjąć próbę wezwania policji, która zajmie się resztą - nie wahając się długo, postanawia zostać pasażerem na gapę i na własną rękę ocalić przyjaciółkę.
Nie spodziewałem się po tej książce nie wiadomo jakich atrakcji. Ot, myślę sobie, typowy survivalowy dreszczowiec - szybko przebrnąć, przy odrobinie szczęścia nieźle się bawić, ale potem szybko zapomnieć. I owszem, po części to wszystko się sprawdza. Mamy stale trzymający w napięciu thriller, który mocno wciąga, nie spodziewałem się jednak, że zrobi to aż w takim stopniu, Bohaterka, choć chciałoby się czasem wrzasnąć jej w twarz, że po części sama sobie zgotowała ten los, budzi sympatię i kibicujemy jej do samego końca. Atmosfera gęstnieje z minuty na minutę, trafiamy na co najmniej kilka scen, podczas których dosłownie wstrzymuje się oddech, a sam finał jest szybki i iście filmowy. Zmagania głównej bohaterki z zabójcą, choć chwilami odrobinę nieprawdopodobne, przedstawione są w sposób absolutnie nie wywołujący irytacji, co przyjąłem z ulgą, bo choć Koontzowi zdarza się balansować na granicy absurdu, to nigdy tej nie przekracza. Z niemałym zaskoczeniem zdałem sobie sprawę, że niektóre wydarzenia i opisy, które w wykonaniu innego autora bezwzględnie obrzucałbym błotem, tu w ogóle nie wybijały mnie z rytmu lektury. Czyta się to bezsprzecznie świetnie, siedząc na krawędzi fotela i chłonąc solidny, dojrzały język pisarza, nawet jeśli ten bywa momentami nieco zbyt kwiecisty.
Chciałem trochę pozrzędzić na sposób, w jaki Koontz wykreował czarny charakter. Bo tak, to znów facet zepsuty do szpiku kości. Taki, u którego ze świecą szukać pozytywnych cech. Ale pal licho takie detale. Cofam swoje początkowe wyroki, gdyż pomimo całej jednoznaczności, postać psychopaty wcale nie wydaje się wycięta z książki ze zbiorem stereotypowych złoczyńców. Edgler, bo tak morderca działający na kartach tej powieści się zwie, zabija tylko dlatego, że to lubi, że to pozwala mu odbierać życie intensywniej. Nie dostajemy żadnych sztampowych wstawek o genezie tkwiącego w nim zła, której korzenie sięgają ciężkiego dzieciństwa i braku miłości ze strony rodziców. Morduje, bo właściwie czemu nie? Sumienie i poczucie winy to słowa nie występujące w słowniku Edglera.
Rzecz obowiązkowa dla każdego miłośnika survivalowych thrillerów. Kilka doskonale spędzonych godzin i masa emocji zapewnione.
Dean Koontz ma w sobie coś z ciekawskiego i psotnego dziecka, które dorwało się do skrzynki pełnej rozmaitych, fajnie wyglądających, ale nie zawsze bezpiecznych w użytkowaniu narzędzi. Skrzynka pisarza zawiera słowa, a cel jego eksperymentów stanowią wykreowani bohaterowie, których z demonicznym uśmiechem na twarzy wrzuca w sam środek ekstremalnie nieprzyjemnych sytuacji, by potem z fascynacją obserwować, jak sobie z nimi poradzą. W przypadku Intensywności autor idzie jeszcze o krok dalej - protagonistka do jaskini lwa wchodzi zupełnie z własnej woli.
Na początek ostrzeżenie - choćby się paliło, choćby się waliło, nie czytajcie opisu znajdującego się z tyłu tej książki. Zdradza zdecydowanie za dużo. Z tego też powodu zarys historii przybliżę pokrótce własnymi słowami. Główną bohaterką Intensywności jest Chyna Shepherd, młoda, ale mocno doświadczona przez życie kobieta. Kiedy wydaje jej się, że wszystko w końcu zaczyna się układać jak należy, los uderza ją prawym sierpowym w najmniej spodziewanej chwili. Podczas wizyty w domu rodziców swojej przyjaciółki Laury w jego wnętrzach zjawia się psychopata. Dzięki instynktowi przetrwania Chynie jakimś cudem udaje się uniknąć śmierci z rąk świra. Ten jednak zabiera ze sobą i pakuje do samochodu kempingowego ledwo żywą Laurę, a bohaterka - zamiast dziękować szczęściu i podjąć próbę wezwania policji, która zajmie się resztą - nie wahając się długo, postanawia zostać pasażerem na gapę i na własną rękę ocalić przyjaciółkę.
Nie spodziewałem się po tej książce nie wiadomo jakich atrakcji. Ot, myślę sobie, typowy survivalowy dreszczowiec - szybko przebrnąć, przy odrobinie szczęścia nieźle się bawić, ale potem szybko zapomnieć. I owszem, po części to wszystko się sprawdza. Mamy stale trzymający w napięciu thriller, który mocno wciąga, nie spodziewałem się jednak, że zrobi to aż w takim stopniu, Bohaterka, choć chciałoby się czasem wrzasnąć jej w twarz, że po części sama sobie zgotowała ten los, budzi sympatię i kibicujemy jej do samego końca. Atmosfera gęstnieje z minuty na minutę, trafiamy na co najmniej kilka scen, podczas których dosłownie wstrzymuje się oddech, a sam finał jest szybki i iście filmowy. Zmagania głównej bohaterki z zabójcą, choć chwilami odrobinę nieprawdopodobne, przedstawione są w sposób absolutnie nie wywołujący irytacji, co przyjąłem z ulgą, bo choć Koontzowi zdarza się balansować na granicy absurdu, to nigdy tej nie przekracza. Z niemałym zaskoczeniem zdałem sobie sprawę, że niektóre wydarzenia i opisy, które w wykonaniu innego autora bezwzględnie obrzucałbym błotem, tu w ogóle nie wybijały mnie z rytmu lektury. Czyta się to bezsprzecznie świetnie, siedząc na krawędzi fotela i chłonąc solidny, dojrzały język pisarza, nawet jeśli ten bywa momentami nieco zbyt kwiecisty.
Ciekawostka: w 1997 roku premiery doczekała się telewizyjna adaptacja książki |
Rzecz obowiązkowa dla każdego miłośnika survivalowych thrillerów. Kilka doskonale spędzonych godzin i masa emocji zapewnione.
Co ten biedny Koontz musiałby zrobić, żeby zasłużyć u Ciebie choćby na jedną ósemkę? :P
OdpowiedzUsuńDobre pytanie. Nie mam pojęcia, na osiem przeczytanych przeze mnie książek Koontza ani jednej nie przyznałem czegoś powyżej siódemki :D
UsuńNo właśnie, po przeczytaniu recenzji pomyślałem, że wreszcie Koontz Cię do siebie przekonał! A tu jednak nie do końca! :) Które jego książki czytałeś (poza tymi zrecenzowanymi)?
UsuńFałszywa pamięć, Grom, Ostatnie drzwi przed niebem, Prędkość, Trzynastu apostołów i Zimny ogień - najbardziej podobała mi się trzecia i czwarta z powyższych :)
UsuńGrom mi się bardzo podobał, ale czytałem tę książkę kilkanaście lat temu i trudno powiedzieć, czy dziś byłbym równie zadowolony z lektury :)
UsuńI właśnie dlatego pozostałych nie opisywałem - czytałem je w latach 2004-2006 ;)
UsuńJa przeczytałem do tej pory jedną jego książkę i na razie mam dość ;P
OdpowiedzUsuńUch, aż tak było źle? jaka to była książka? Omówiłeś ją na blogu?
UsuńMuszę w końcu przeczytać coś tego autora. "Nieznajomi" od dawna stoją na półce, a ja ciągle sięgam po inne tytuły.
OdpowiedzUsuńNieznajomi to może nie najlepszy wybór na początek z Koontzem - cegła, w dodatku czasami nudna jak diabli :)
UsuńMoim zdaniem to jedna z lepszych książek Koontza. Polecam również jej adaptację z 1997 roku.
OdpowiedzUsuńTeż prywatnie stawiam ją na podium :)
UsuńZ Deanem Koontzem 'zderzyłam się' po raz pierwszy, czytając 'Maskę'- pamiętam, że niesamowicie mnie wciągnęła ! Oczywiście trafiłam i na gorsze książki tego pana, ale mimo to jeśli tylko widzę coś od niego w bibliotece, od razu sięgam ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy to coś dla mnie, ale chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńbardzo lubię tego autora, więc książce mówię zdecydowane tak! cena także fajna!
OdpowiedzUsuńNie ma to jak porządny thriller z psychopatą w roli głównej... Jedyny problem to sposób. w jaki bohaterka wplątała się w całą sytuację. Przypomina mi to trochę horror, w którym bohaterowie widzą dziwny dom na odludziu a i tak postanawiają wejść do środka - ryzyk fizyk. Mimo to po "Intensywność" chętnie sięgnę - po prostu lubię takie klimaty, a że z autorem się wcześniej nie zetknęłam, jestem ciekawa rezultatu.
OdpowiedzUsuń