PIXEL #1 [Przegląd zawartości]

Secret Sevice upadł boleśnie i z potężnym hukiem. Nie obyło się bez ofiar. Lecz nim  jeszcze pył zdążył osiąść na gruzach, już zaczęto zgarniać wszystko na bok, by na tym samym miejscu wznieść nowe. A imię jego brzmi PIXEL.

Przyznam szczerze, że przez pierwsze godziny po opublikowaniu wieści o końcu SS-a i planowanych narodzinach Pixela miałem wątpliwości, czy ten drugi faktycznie przyjdzie na świat. Komentarze na Facebookowym profilu Secreta zawierały tak miażdżącą krytykę i wylewający się z każdej literki jad, że niejednemu mogło to podciąć skrzydła. Kilka godzin później fanpage został zresztą skasowany, a kolejna, słabsza fala hejtu przeszła przez nowy profil - już pod banderą Pixela. Emocje, jak to emocje, w końcu opadły, wkurzeni (słusznie zresztą, nie twierdzę, że nie) fanatycy rozeszli się w swoje strony, a pozostała grupka czytelników - w tym ja - została z zamiarem obserwacji dalszego rozwoju wypadków. Przyznaje, sam całą sytuacją byłem zażenowany, jednak ekipa magazynu wyłożyła całkiem przekonujący szereg powodów, za sprawą których rzecz skończyła się właśnie w taki sposób, a ja, coż, może i jestem naiwny, ale przyjmuje je. Może w jakimś stopniu dlatego, że nigdy nie należałem do grona oddanych fanatyków SS-a, a w mojej liczącej sobie blisko tysiąca sztuk (jap, tysiąc) kolekcji rozmaitej maści prasy growej znajdują się zaledwie trzy wydania rzeczonego magazynu. Pixel jest więc dla mnie niemalże tym samym co reaktywowany i uśmiercony SS - nazwiska autorów się nie zmieniły, tylko logo na okładce i strona wizualna dają znać, że to coś nowego. Stąd też moja pierwotna deklaracja nie uległa żadnym modyfikacjom - zamierzam kupować i czytać od deski każdy numer pisma. Tyle. A skoro wstęp mamy już za sobą, spójrzmy na zawartość Pixela.

Na początek garść istotnych faktów. Ten najważniejszy i najprzyjemniejszy (z mojego punktu widzenia) stanowi fakt, iż Pixel jest miesięcznikiem. Gadanina, że przeciętny, pracujący nabywca prasy nie ma czasu na przerobienie jej w całości przez trzydzieści dni zostało zatem obalone. I słusznie, w końcu PSX Extreme oraz CD-Action również ukazują się raz w miesiącu, a mimo to potrafiły dobić do ponad dwustu wydań i wciąż grzeją ciepłą miejscówkę w tym gniazdku. Rzecz kolejna - objętość i cena. Ta pierwsza została solidnie dopasiona i zamiast 84 stron dostajemy ich 116, przy czym reklamy zabierają zaledwie 4 i pół. Owszem, ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że teraz spis treści rozbity jest na kilka segmentów i zajmuje sześć stron (why?), a kilka większych tekstów otwierają ogromne grafiki, ale co tam, większa objętość to większa objętość. Nie można wykluczyć, że w przyszłości nie zostanie gęściej zagospodarowana. Jeśli chodzi o cenę, ta pozostała nienaruszona. Co miesiąc przyjdzie nam wysupłać z portfela 14,50 zł. Sporo, ale w zamian dostajemy świetnej jakości papier, a tym samym poczucie obcowania z czymś z wyższej półki. Przynajmniej pod względem wizualnym, bo jakość samych tekstów wciąż jest cholernie nierówna (na Stacji piszę źle i tylko źle, więc od Pixela oczekuje materiałów dobrych i tylko dobrych) ;)

Okej, otwieram magazyn. Na początku moim oczom ukazuje się reklama nowego Battlefielda, na której jakiś gość mierzy z broni, po chwili jednak wzrok skupia się na mniej groźnie prezentującym się Piotrze Mańkowskim ze strony obok i jego wstępniaku, w którym to pokrótce wyłuszcza ambicje Pixela i zawartość pierwszego wydania. Lecimy dalej. Tam czyha pierwszy spis treści. A w zasadzie dwa, bo jeden z nich omawia pięć następnych (sic!). Są też krótkie gadki-szmatki kilku redaktorów. Za sprawą jednego z nich napalam się na książkę Sega Mega Drive/Genesis: Dzieła zebrane, ta jednak nie jest dostępna w naszym pięknym kraju (twór Kickstarterowy). Następnie wpadam na relacje z wizyty w siedzibie Techlandu. Całkiem fajny, przybliżający proces twórczy nad Dying Light tekst. Co ciekawe, anegdotka o pracowniku i zepsutych światłach pojawia się również w relacji z PSX Extreme - ten facet opowiada ją chyba każdemu ;) Kolejne strony to dwa materiały związane z ZX Spectrum. Pierwszy omawia zapowiedzianą retro-konsole Vega z tysiącem wbudowanych gier ze "Spektrusia" na pokładzie (ale to tylko emulacja, emocje opadają). W drugim zaś otrzymujemy wywiad z samym Sir Clivem Sinclairem, który - jak chełpi się ekipa - prawdopodobnie po raz pierwszy zgodził się pogadać z przedstawicielami polskiej prasy. Fajnie, aczkolwiek sama rozmowa mocno rozczarowuje. Sinclair odpowiada na pytania tak, jakby spieszył się na samolot i z jego wypowiedzi dowiadujemy się tylko że... ten, tego... że... ech... no właśnie. Kontrastem dla lakonicznych wypowiedzi legendarnego twórcy jest kolejny materiał - wywiad z szefem działu scenarzystów CDP RED, Marcinem Blachą. Facet jest wygadany, wie co i jak, a całość pożera się z przyjemnością. Na kolejnych stronach poznajemy zaś wrażenia Voyagera z trzech spędzonych przez niego godzinach z trzecim Wiedźminem. Padów nie lubi, ale dla Wieśka się przełamuje :) Docieramy w końcu do krótkiej zapowiedzi nadchodzącego Bloodborne, czyli gry, na którą wszyscy fani Demon i Dark Soluls wyczekują z przyspieszonym oddechem i błyszczącymi oczami. Tekst krótki i mało konkretny. Następnie można dowiedzieć się tego i owego o notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych producentach gier. Robert Lapiński rozmawia z analitykiem, który wyłuszcza zaciekawionym czytelnikom kilka faktów. Dział Loading zamyka wspomnienie o zmarłym niedawno Ralphie Baeru. Niech mu ziemia lekką będzie, bo facet przysłużył się naszemu hobby.

Kolejna sekcja to Play The Game, czyli po prostu recenzje. Albo inaczej - spis wrażeń towarzyszących rozgrywce, bo zwyczajowe kwestie poruszane przez recenzentów z innych magazynów i serwisów w sieci są w Pixelu często zupełnie pomijane. Można i tak, choć ów formuła zdobędzie zapewne tyle samo łapek w górę, co i w dół. Co my tu mamy? Dying Light, na którego mam niesamowitą chrapkę, a którego ograł Pieńkowski; nieco kieprawe The Crew, całkiem oryginalne The Talos Principle, wczesną wersję Shroud of the Avatar od Lorda Britisha, Elite: Dangerous, Chaos Reborn (znów early access), przeznaczony dla starych wyjadaczy Neo Scavenger, kolejną odsłonę izometrycznych przygód Lary Croft z podtytułem Temple of Osiris, pierwszy epizod Game of Thrones, nową grę na Atari 400/800/XL/XS (sic!) zatytułowany Dungeon Hunt, pocieszne Juju, Mount & Blade: Warband Viking Conquest, a w końcu RimWorld (early access). Sporo tego. Jakość? Raz lepsza, raz gorsza, ogólnie jednak akceptowalna. Znów jednak przesadzono z ilością "recenzji" pisanych na podstawie gier w wersji alpha czy beta.

W Hall of Hame przyjrzymy się kilku słynnym grom i ich twórcom. Na początku potężna dawka doskonale znanego mi First Star Software i ich największych hitów - Boulder Dasha oraz Spy vs Spy. Po zapoznaniu się z historią tych tytułów przyjdzie nam przeczytać wywiad z Richardem Spitalnym, założycielem firmy, za sprawą której ujrzały one światło dzienne. Kawał niezłych materiałów, a poza tym dowiedziałem się o istnieniu okolicznościowej edycji (upłynęły już trzy dekady od jego powstania!) Boulder Dasha na Androida, w którego to aktualnie pocinam. Później jest równie ciekawie - obszerny artykuł Sir Haszaka o serii Comand & Conquer wciąga i uczy, a ten o Valve i Half-Life wzbudza chęć do kolejnego zmierzenia się ze wszystkimi odsłonami i dodatkami do gry. Micz opowiada z kolei na kilku następnych stronach o wzlocie i upadku Atari. Materiał ten zamyka bardzo ciekawy dział Hall of Fame.

Na Secret Level, przedostatni segment magazynu, składa się siedem tekstów. Na początek Voyager przeprowadza nas przez Silly Venture 2k14, imprezy zrzeszającej wciąż istniejących miłośników maszyn z logo Atari, którzy wyczyniają na nich rozmaite cuda - czy to graficzne, czy muzyczne. Jedziemy dalej. Sześć stron przeznaczono dla fascynującego materiału o salonach gier sprzed lat. Oczywiście z perspektywy polskich graczy. Tak przy okazji - od dziś zamiast interfejs będę pisał między-mordzie :P Niejaki Duddie prezentuje zaś historię Commodore 64 przez pryzmat wnetrzności tej maszyny. Ciekawa rzecz, a soundtracki z gier w formacie SID uwielbiam słuchać i ja. Później wyruszamy wraz z Bartkiem Kluską w nostalgiczną podróż do czasów gier paragrafowych. Sam niestety urodziłem się zbyt późno, by w pełni posmakować ich uroków, ale za sprawą kilku młodzieżowych czasopism z pierwszej połowy lat 90-tych, gdzie drukowano tego typu historie, mniej więcej wiedziałem co w trawie piszczy. Artykuł jest znakomity, a Kluska wprowadza do niego elementy... gry paragrafowej właśnie. Dalej User Jama omawia w kąciku Tunguska na dwóch stronach wpływ braku grawitacji na ludzki organizm i pomysły na to, jak ów problem rozwiązać. Znów niezwykle interesującu kawałek materiału. Całość zamykają dwa felietony. W pierwszym, takim tradycyjnym, Krupik opowiada o zbawiennej miłości do gier (fajna kobieta!), w drugim, zupełnie rysunkowym, szaleje kultowy Śledziu - mnie się taka komiksowa forma komentarza do aktualnej sytuacji w branży podoba.

I tym sposobem docieramy do Creditsów, działu "opisującego tytuły wybrane (...) z nowszej i starszej historii gier (...) analizy, retrospekcje, przeglądy i inne tematy", gdzie na 15 stronach czeka aż 7 tekstów. Marzena Falkowska skutecznie zachęca do sięgnięcia po oryginalne produkcje ze szwedzkiego studia Simogo. Sam niestety tego nie uczynię - nie mam żadnego urządzenia z systemem iOS, a na Androidzie produkcji dwóch panów z Simogo próżno szukać. Szkoda. Mamy tu też krótką, ale bardzo dobrze i przystępnie napisaną historię strzelanin "na szynach" - jak zwykło się u nas nazywać rail shootery. Dalej Bartek Czartoryski wykłada prawdy o roli fabuły i sposobach narracji w grach. Z pewnym zaskoczeniem dowiaduje się, że kolejne epizody The Walking Dead ukazywały się w siedmiodniowym odstępie czasu. Cholerka, a mnie się ten czas dłużył jak kilka ładnych tygodni ;) Pismo zamykają trzy felietony - Michała. R. Wiśniewskiego o pokoleniu Sailor Moon, Pieńkowskiego o W-Sumie-Niewiele-Widzącym-Wielkim-Bracie i Borka odnoszącego się do tematu wzlotu i upadku reaktywowanego SS-a - oraz relacja z Muzeum Radzieckich Automatów. Uff, finisz.

Cóż mogę więcej dodać. Podobało mi się, a Pixelowi życzę jak największej ilości sprzedanych egzemplarzy i utrzymania się przez dłuższy okres czasu na tak trudnym obecnie rynku prasy drukowanej. Podążają odpowiednią ścieżką. Dostrzegam spory potencjał na coś, co w przyszłości może stać się moim ulubionym magazynem. Póki co prym wciąż wiedzie PSX Extreme - ich teksty są dużo bardziej wyczerpujące (mniejsza czcionka, mniejsze zdjęcia i grafiki), a autorzy zdają się lepiej zaznajomieni z branżą. Jestem jednak przekonany, że z każdym kolejnym miesiącem Pixel będzie nabierał rozpędu. Niech Wam droga prostą i pozbawioną dziur będzie! ;)

Piotr Wysocki

Komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na to czekałem! Pixela już widziałem, ale nie zachęcił mnie do siebie, dlatego że jakoś nie za wiele materiałów mnie zaciekawiło, aczkolwiek nie oznacza to, że nie będę tego magazynu śledził. :) OK, wracam czytać PE :D PS Jakieś zdjęcia do tego opisu też mogłeś dać :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz