Midnight Nowhere [RECENZJA]

 Ależ kłopotów przysporzyła mi ta gra! I nie, nie dlatego, że ma jakoś szczególnie trudne zagadki i godzinami nie mogłem ruszyć z miejsca. Zwyczajnie... nie chciała ruszyć na moim sprzęcie. To staroć, ma prawo kręcić problemy na Windowsie 10 i mocnej karcie graficznej (mocnej, hehe, mocna to ona była pięć lat temu), ale zawziąłem się i co jakiś rok czy dwa próbowałem MN odpalić. I w końcu - tadam! - ruszył. Czy te wszystkie próby warte były świeczki? Trochę tak, trochę nie.

Po pierwsze, wbrew opisowi na pudełku gra ma niewiele wspólnego z horrorem. Główny bohater od chwili wyczołgania się z czarnego worka na zwłoki zaczyna sypać z rękawa sucharami i ani myśli przestać. Nawet znajdowane po drodze trupy go nie szokują. Można do nich chociażby "zabawnie" zagadać, a wszelkie zwłoki pań otrzymują garść niewybrednych komentarzy...

Łamigłówki. Jest ich sporo, ale głównie z worka klasyki - zbieramy, używamy i łączymy przedmioty, znajdujemy i wpisujemy hasła i kody itd. Piszę 'głównie klasyka', bo w dalszej części gry trafiamy na coś w rodzaju teleturnieju, w którym przyda się znajomość kina, motoryzacji czy literatury :-P 

Kilka razy zdarzyło mi się utknąć na godzinę i dłużej, bo autorom brak konsekwencji, co zmusza do używania wszystkiego na wszystkim.

Przykład? Jeden z plakatów, pod którym kryje się klucz. W innych podobnych przypadkach bohater daje znać, że gdzieś tam jest wybrzuszenie albo sami je dostrzegamy, ale nie tu. Nic. Wisi sobie plakat i dopiero użycie na nim magnesu ujawnia znajdujący się pod nim klucz.

Przykład numer dwa? Brak podpisanych hotspotów. Czasem po prostu nie zdajemy sobie sprawy, że obok jednego jest drugi i że to właśnie na nim można wykonać jedną konkretną czynność. W ten sposób pominąłem ukrytą w dłoni jednego z trupów prezerwatywę i przez godzinę biegałem wte i wewte próbując kopnąć fabułę do przodu...

Słabiutkie jest poza tym polskie tłumaczenie. Tłumacz nie widział samej gry, a późniejszych testów i wyłapywania wpadek nie wykonano. Często słyszymy więc zupełny bełkot, nie wspominając już o aktorze, który nie znając kontekstu czyta swoje teksty nie trafiając w odpowiednią intonację.

Grafika jak na rok wydania gry dobra - prerendedowane tła pełne są detali i gdzieniegdzie jakichś animowanych elementów. Patrzy się na to bez uczucia cofania do przełyku zjedzonego wcześniej obiadu, co w przypadku gry sprzed kilkunastu lat można już uznać za plus. Tło dźwiękowe bez zarzutu, ni ziębi, nie grzeje.

Spędziłem przy Mindight Nowhere kilkanaście godzin, z czego jakaś połowa sprawiała mi nawet frajdę. Nie żałuję, bo będąc fanatykiem i zbieraczem gier z polskim dubbingiem i tak prędzej czy później bym to przeszedł. A tak, cóż, mam to już z głowy :)


Ocena: 5/10

Komentarze