Powroty Zmarłych - John Ajvide Lindqvist [Recenzja]

Powroty Zmarłych, John Ajvide Lindqvist, Amber, 280 stron

Najpierw wampiry (rewelacyjne Wpuść mnie, o którym pisałem tutaj), później żywe trupy. John Ajvide Lindqvist udowadnia niedowiarkom, że nawet z pozoru kompletnie wyeksploatowanych motywów można wykrzesać świeżą i wywołujący wielki pożar iskrę. Wystarczy mieć talent i odpowiedni pomysł. Tego pierwszego autorowi nie brakuje, w końcu poczułem to jakiś czas temu na własnej skórze, ale i w kwestii  wyobraźni nie można mu niczego zarzucić. Jednak, co stwierdzam z nieukrywanym żalem, druga powieść "szwedzkiego Stehena Kinga" wypada nieco skromniej w zestawieniu z porażającym debiutem.

Martwi wracają do życia. Na przestrzeni ostatnich lat, odkąd pojawił się szał na żywe trupy, opis ten mógłby pasować do setki filmów, książek i gier. U Lindqvista ciąg dalszy zdarzeń przebiega jednak inaczej niż w stworzonych na modłę The Walking Dead tytułach. W Powrotach Zmarłych truposze nie człapią i nie rzucają się z budzącym grozę jękiem do gardeł żywych, tylko najzwyczajniej w świecie wracają do własnych domów, do rodzin, do najbliższych im osób. Te na poły przerażające, na poły szczęśliwe zdarzenia - bo kiedy do drzwi puka osoba, której odejście od jakiegoś czasu opłakujesz, poczucie ulgi jest czymś naturalnym - poznajemy z perspektywy kilku bohaterów. David, komik estradowy, którego żona zginęła w wypadku. Nie potrafiący pogodzić się ze śmiercią wnuka dziennikarz imieniem Gustav. A także Elva, starsza kobieta, której mąż zmarł po długiej chorobie oraz jej nastoletnia wnuczka Flora. W jaki sposób ta grupka zupełnie różnych osób poradzi sobie w tak nietypowej sytuacji? Jak wpłynie na nich świadomość, że ci, którzy odeszli na zawsze, teraz wracają. Odmienieni. Cienie tych, którymi niegdyś byli.

Jak można się domyśleć, nie jest to typowa powieść grozy o przetrwaniu w świecie opanowanym przez żywe trupy. Autor podąża w kompletnie innym kierunku i bez wahania wkracza na tereny dramatu, co może nieco zawieść oczekiwania czytelników szukających na kartach tej powieści makabry i setek litrów przelanej krwi. Przedstawione tu historie skupiają się przede wszystkim na bohaterach - ich odczuciach, przemyśleniach i próbie odnalezienia się w nowej sytuacji. Wnikamy w ich głowy, a tym polu Lindqvist radzi sobie jak zawsze świetnie, niezwykle przekonująco oddając obraz człowieka zderzonego z niszczącymi wszelki porządek rzeczy wydarzeniami. Styl autora ponownie jest bardzo oszczędny, co w wielu scenach znakomicie wpływa na sposób ich oddziaływania na czytelnika - mrozi krew w żyłach, przygnębia czy zmusza do refleksji. Nie oczekujcie lektury lekkiej i przyjemnej, to nie ten adres. 

Wady? Bez zwątpienia nierówne tempo akcji. Fragmentami powieść niestety zwyczajnie przynudza, którego to odczucia we Wpuść mnie w zasadzie nie doświadczyłem. Powroty Zmarłych podjadałem przez dobry tydzień czasu i w takich dawkach - 30, góra 40 stron dziennie - smakuje najlepiej. Nie do końca podobał mi się ponadto polski przekład. Skryptu w oryginale co prawda nie widziałem - zresztą i tak nie znam języka szwedzkiego, więc cóż mi po nim - ale czytając to, co zaserwował nam Amber, ciągle odnosiłem niejasne wrażenie delikatnych zgrzytów. W przypadku tego wydawcy mam tak jednak na tyle często, iż nie było to dla mnie szczególnie wielkim zaskoczeniem ;)

Powroty Zmarłych przypadną do gustu przede wszystkim czytelnikom, którzy polubili styl Lindqvista przy okazji spotkania z jego literackim debiutem. Nic się pod tym względem nie zmieniło. Co prawda powieść nie niesie ze sobą już tak dużego ładunku emocjonalnego jak w przypadku Wpuść mnie, ale broni się oryginalnym podejściem do tematu i pierwszorzędnym klimatem. Jeśli szukacie nieco ambitniejszego spojrzenia na żywe trupy, lepiej trafić nie mogliście.


Piotr Wysocki

Komentarze

  1. Hm.. Może kiedyś się skuszę i przeczytam. :) Czasem lubię przeczytać takie typu książki. [ Szept Myśli ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Może się skuszę, bo zwykłych zombiaków nie trawię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nierówne tempo akcje trochę mnie zniechęca, ponieważ obawiam się, że nudne fragmenty będą mnie irytować. Ponadto nie lubię książek z zombiakami w roli główniej, jakoś mnie po prostu zniesmaczają. Dlatego wątpię, abym skusiła się na powyższą pozycję, ale, z drugiej strony nie skreślam jej całkowicie. Wszak, tylko krowa nie zmienia poglądów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szwedzki Stephen King? Nie słyszałam o tym autorze. Muszę przyjrzeć się bliżej jego twórczości :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Akurat wczoraj oglqdalam odcinek Supernatural, w którym to trupy wstawaly z grobu i (niby ludzcy) wracali do swoich domów, do bliskich, choć potem już nie było kolorowo ;) książkę dodaję do listy :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam horrory wydawane przez Amber. Nie lubię Stephena Kinga, ale myślę, że jego szwedzki odpowiednik będzie w stanie zaspokoić moje gusta literackie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. W gruncie rzeczy w horrorach akceptuję jedynie wampiry, duchy i rzecz jasna zombiaki ;). Aż trudno uwierzyć, że można coś wycisnąć z tak wyeksploatowanego tematu, ale jak widać cuda się zdarzają... Wygląda na to, że sięgnę po obie książki tego autora.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz