Mario & Luigi: Superstar Saga [GBA] [Recenzja]

Mario & Luigi: Superstar Saga, GBA, Nintendo

Przygody dwóch wąsatych hydraulików w ujęciu rasowego RPG-a to żadna nowość. Pierwsza odsłona tej serii ukazała się już w 1996 roku na 16-bitowym SNES-ie, zyskując uznanie zarówno pośród krytyków, jak i samych graczy. Szczerze przyznaje, że nigdy nie miałem okazji spędzić z tym tytułem odpowiednio dużo czasu, jednak wydaną na GBA kontynuację przeszedłem wzdłuż i wszerz, dzięki czemu mam teraz okazję co nieco na jej temat napisać. 

Mario & Luigi: Superstar Saga to RPG ze wszystkimi cechami tego gatunku, choć śmiało można rzec, że dzięki lekkostrawnym podaniu tytuł ten ma szansę spodobać się nawet graczom stroniącym od tego rodzaju rozrywki. Dowodem na poparcie tej tezy jestem ja sam, gość, który z RPG-ami nie ma zbyt wiele wspólnego. Tu jednak bawiłem się znakomicie, łykając przy okazji podstawy i przydatne strategie działania w role playach. Na tyle gładko, bym w następstwie tego ukończył nawet Final Fantasy IV na PSP, z czego jestem dumny jak paw ;) Zacznijmy jednak od fabuły. Takowa oczywiście istnieje, choć nie da się ukryć, iż jest do bólu zębów cukierkowa i głupiutka. Co ciekawe, w wyniku rozmaitych wypadków sojusznikiem braci staje się tu... Bowser! W telegraficznym skrócie - księżniczce Peach zostaje skradziony głos, a my musimy zrobić wszystko, by go dla niej odzyskać. Proste i klarowne. W tym celu ruszamy na pełną przygód wyprawę biegnącą poprzez wiele ciekawych i pomysłowych lokacji. Miłośnicy Nintendo znajdą tu od groma rozmaitych nawiązań do innych tytułów z portfolio producenta, włącznie z samymi miejscówkami, nie wspominając nawet o przeciwnikach czy znanych skądinąd melodiach. Pod tym względem produkcja ta przygotowana jest bezbłędnie. 

Czas na kilka słów odnośnie mięcha, czyli rozgrywki. Podobnie jak w opisywanej jakiś czas temu na łamach Stacji wydanej kilka lat później kontynuacji z DS-a, już tu wcielaliśmy się w obu hydraulików. Każdy z nich dysponuje innymi możliwościami, których odpowiednie spożytkowanie jest jedynym sposobem na poprawne rozwiązywanie licznych łamigłówek (elementy przygodówkowe). Przy pomocy ogromnego młota Mario może na przykład zdzielić Luigiego w łeb, co spowoduje że ten zakopie się niczym kret pod ziemię. Jeśli zaś to Luigi przygrzmoci bratu w czachę (brutale!), wąsacz w czerwonej czapeczce zmniejszy się i będzie w stanie wpełznąć właściwie wszędzie. To tylko jedna z możliwości, których jest znacznie więcej (wskakiwanie sobie na głowy etc.), ich odkrycie pozostawiam jednak Wam. 

Szef. Jak przywali, nie ma zmiłuj.
Istotnym elementem każdego RPG-a są rzecz jasna walki. Pojedynki w Superstar Saga toczą się w systemie turowym, lecz przy okazji wymagają małpiej zręczności, zwłaszcza że podczas starć obejmujemy kontrolę nad jednym i drugim bohaterem. Obrona polega na wciśnięciu w odpowiednim czasie przycisku, ale i siła ataku zwiększa się w przypadku dobrego wyczucia czasu. Daje to spore pole do popisu, ale wymaga odrobiny treningu. Przez pierwsze kilkadziesiąt minut obrywałem jak amator, później zaś wymiatałem niczym prawdziwy profesjonalista. Trening czyni mistrza. 
Równie ważne co szybkie palce i refleks są tu statystyki postaci. Po każdym zwycięstwie otrzymujemy pewną ilość punktów doświadczenia, dzięki którym raz na jakiś czas Mario i Luigi wskakują na wyższy poziom. Umożliwia nam to dopakowanie o losową liczbę punktów jedną z ich wybranych cech. Jeśli więc nie dajecie sobie w jakimś fragmencie rady, zawsze warto spędzić nieco czasu na bitwach i podbić statystyki. Ciekawą możliwością są ponadto wykonywane przez obu braci ataki specjalne. Ich odpowiednie wykonanie do najłatwiejszych nie należy (dostajemy coś na kształt scenki QTE), ale sieje w szeregach wrogów spore spustoszenie i warte jest włożonego weń wysiłku.

Jak atakujemy wrogów? Jak w platformówce - naskokiem.
Oprawa graficzna i dźwiękowa to klasa sama w sobie. Owszem, wszystko jest słodziutkie i bardzo kolorowe, ale rzadko kiedy można zaobserwować na GBA tak pieczołowicie przygotowaną warstwę audiowizualną. Na soundtrack składają się głównie doskonale znane melodie ze wszystkich poprzednich odsłon gier sygnowanych buźkami Mario i Luigiego - oczywiście zremasterowane i podrasowane - a wszelkie lokacje, wrogowie i obiekty prezentują się prześlicznie i są przekozacko animowane. Pełno tu humoru i luzu, któremu nie sposób się nie oprzeć. Wystarczy jedno spojrzenie na pociesznie kiwających się podczas walk bohaterów, by na twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

Minusy? Starzy wyjadacze gatunku mogą pokręcić nochalem na sporą liniowość, ale to w końcu swego rodzaju połączenie erpega z motywami charakterystycznymi dla przygód Linka w The Legend of Zelda. Zagadki są tu istotne i, jak już napomknąłem, nie ograniczają się do zabrania klucza i otworzenia nim wrót. Tu naprawdę trzeba zdrowo pokombinować i być nieustannie czujnym. Sam na liniowość nie śmiem narzekać - przynajmniej nie utknąłem na amen, nie wiedząc gdzie i po co mam się w następnej kolejności udać, co zdarzyło mi się w innym RPG-u na GBA (Sword of Mana). Mario & Luigi: Superstar Saga to tytuł godny uwagi nawet dziś, po latach od premiery. Oprawa nie zestarzała się na tyle, by kogokolwiek odrzucić, a miód wciąż wylewa się z każdego zakamarka rozgrywki. Co najmniej 25 godzin pełnej wrażeń i atrakcji zabawy na najwyższym dla Nintendo poziomie. Gorąco polecam. I to nie tylko gatunkowym nowicjuszom - to jedna z tych gier, przy której świetnie spędzi czas niemalże każdy.



Piotr Wysocki

Komentarze

  1. Pamiętam, jak się grało w Mario. Miałam jakieś takie dziwne coś podłączane do telewizora. Ni to Xbox ni to Playstation. Nie wiem, co to było. Ale na zmianę grałam w Mario i w strzelanie do kaczek - ale potem wyczaiłam, że jak przyłożę pistolet do ekranu, to gdzie bym nie strzeliła - i tak trafiam w kaczkę. Więc straciłam zabawę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpewniej mówisz o NES-ie/Pegasusie :D Pisałem o tej konsoli co nieco tutaj: http://stacjastoslow.blogspot.com/2014/08/inne-stacja-nostalgia-wspomnienia.html
      Strzelanie do kaczek wymiatało - na dodawanym do oryginalnego Pegasusa kartridżu (słynne 168 in 1) można było ponadto posłać nieco śrutu w kierunku puszek, gości z dzikiego zachodu i kartonowych celów na strzelnicy :D

      Usuń
  2. Gra bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, oczekiwałem początkowo czegoś a'la Super Mario RPG na SNES'a, a tu proszę, miła niespodzianka. :) Ta grafika, płynne animacje, czy ogólnie motyw z systemem walki był jak najbardziej na plus dla mnie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz