Martin Williams, scenarzysta z Hollywood, pisze scenariusz musicalu oparty na życiu młodego aktora z lat trzydziestych, Boofulsa. Tragiczna historia chłopca, który został zabity przez własną babcię staje się jego obsesją. Pewnego dnia Williams natrafia na lustro, które wisiało niegdyś w domu młodego gwiazdora i widziało jego śmierć. Wydaje na nie ostatnie pieniądze. Z czasem okazuje się, że nie był to wymarzony zakup, ale najgorszy z koszmarów...
Książka zaczyna się spokojnie, leniwie wręcz. Masterton bez pośpiechu szkicuje charaktery bohaterów i z detalami opisuje złą legendę, jaką obrósł Boofuls, złote dziecko lat 30. XX wieku. Bestialsko zamordowany i rozczłonkowany przez babcię został skazany na zapomnienie, dziś nikt nie chce o nim mówić, o nim słyszeć, a tym bardziej wykładać mamonę na filmy mu poświęcone. Martin ma jednak na punkcie Boofulsa obsesję, a te często sprowadzają na ich właścicieli kłopoty.
Mnie ten długi rozbieg przed właściwym wyścigiem, pędzącą na łeb i szyję akcją w przeciwieństwie do wielu czytelników wypowiadających się na temat książki w serwisie Lubimy Czytać wcale nie przeszkadzał, nie nudził. Pozwolił zżyć się z bohaterami, za sprawą czego gdy już zaczęło się dziać, mogłem im kibicować, a nie tylko wzruszać ramionami czekając na finał.
Rozczarowujące z mojej perspektywy jest jednak rozwiązanie tajemnicy tożsamości Boofulsa i tego co wyprawia się za zamkniętymi drzwiami pewnego luksusowego onegdaj hotelu. Oczekiwałem czegoś mniej banalnego. Masterton nie pozostawia miejsca na niewiadome, na tajemnice, jak już wali, to z grubej rury, co według mnie rozbija większość z takim mozołem budowanego klimatu powieści. Mógłby chłopina nieco stonować swoje zapędy ;)
Ale są też zalety końcowych partii książki, a przede wszystkim jedna - sposób przedstawienia świata po drugiej stronie lustra. Masterton opisuje go bardzo plastycznie i niepokojąco. Przyznam, że w kilku miejscach miałem ciarki na plecach.
Sam finał jest jednak szybki i do bólu zębów standardowy.
Mimo wszystko wciąż przeważają plusy i śmiało mogę określić Zwierciadło piekieł dobrą opowieścią gatunkową. Nieźle pomyślaną, z kilkoma uroczo obrzydliwymi scenami z "krwią i flakami", klimatyczną. Mógłby być z tego materiał na serial telewizyjny. Ja bym obejrzał.
Przesłuchane (w połowie) na Audiotece, o tutaj
Miałam kilka podejść do twórczości tego autora i raczej jest mi z nim nie po drodze, więc już dawno przestałam po niego sięgać.
OdpowiedzUsuńTwórczość autora znam wybiórczo. Od siebie w mroczniejszych klimatach polecam ostatnio przeczytany kryminał "Zew", który jest bardzo wciągający już od pierwszych stron :)
OdpowiedzUsuńLubię twórczość autora. Polecam niedawno przeczytany thriller "Szelest". Bardzo wciągający i trzymający w napięciu do ostatniej strony.
OdpowiedzUsuń